Podszedł do mnie chłopiec z zespołem Downa. Początek Mszy św., a on przekazywał mi znak pokoju. A ja myślę, że było to w pełni zgodne z zasadami wiary.
02.07.2024 09:48 GOSC.PL
Kilka ostatnich dni czerwca spędziłem w miejscu niezwykłym. Odosobniony ośrodek rekolekcyjny, gdzie tylko czasem odrzutowe samoloty nad głową przypominają, że jest coś takiego jak cywilizacja. W zasadzie te dni były momentem zatrzymania się w jakimś innym czasie i przestrzeni, gdzie dzieci z zespołem Downa oraz ich rodzice pokazali, że pytanie, „co poszło w ich życiu nie tak”, jest dalece niewłaściwe. Dlaczego niewłaściwe? Bo „wszystko poszło TAK” – co z mocą powiedziała jedna z mam.
Kiedy ruszałem z moimi dziewczynami na te rekolekcje, wiedziałem, że wejdziemy wszyscy w jakiś inny wymiar. Tak też się stało. Człowiek chciałby go opisać, ale słowa gdzieś zastygają z obawy, że stykać się będą z banałem. W takich chwilach przychodzą z pomocą obrazy, które w nieznany mi sposób zapisują się w głowie niczym zdjęcia. A zatem…
Wiecie czym jest przyjaźń? To braterstwo krwi, gdy ktoś idzie obok ciebie noga przy nodze, niczym wierny kumpel z żołnierskiej kompanii. Na naszym wyjeździe mieliśmy właśnie dwóch takich „braci”. Choć łączy ich „tylko” genetyczne rozpoznanie i szkolna ławka, to właśnie oni pokazywali, jak przyjacielska relacja zatrzymuje świat wokoło. Lekarze powiedzieli ich rodzicom, że dziecko w piłkę nie zagra, roweru lepiej nie kupować, a basen to tylko marzenie. A ci dwaj amigos udowodnili medykom, że „szkiełko mędrca” niewiele jeszcze widziało.
Znawców z dyplomami zapewne zaskoczyłaby także inna uczestniczka naszych rekolekcji. Nastoletnia dama zarażała pięknym śpiewem. Liturgia i uwielbienie. Z oddali nagle słyszymy głośne: „Śpiewamy?!”. Niejeden maestro powie, że słowa piosenki muszą mieścić się w melodii. A wiecie, że może być inaczej i pełniej? Może być tak na przykład wtedy, gdy uświadamiasz sobie, że czasem najpiękniej jest w pieśni usłyszeć echo, echo lekko spóźnionych słów, wydanych przez głos dziewczynki z tzw. zespołem, dziewczynki, która zawstydziłaby wiele zespołów muzycznych swoją pasją śpiewu.
Po mojej głowie krążą kolejne obrazy. Wracam do młodego chłopaka, który udawał, że zakłada mi kajdanki. Dumny, że mnie złapał i aresztował, niczym policjant przenikliwie patrzący na świat swymi pochylonymi nieco w dół oczami. Z kolei mój wzrok pędzi do całkowicie niezwykłego rodzeństwa, złączonego miłością rodziców i diagnozą lekarzy, którzy u każdego z ich 21. chromosomów znaleźli ten trzeci. Dacie wiarę, że maleństwa, które nie mają jeszcze pięciu wiosen, potrafią być dla siebie idealnym wsparciem? Czy uwierzycie, że patrząc w zaczepne spojrzenie pewnego pięciolatka, nie da się zachować profesorskiej powagi i trzeba wejść z nim w „walkę na paluszki”?
Nie wiem, jaka jest rzeczywistość rodzin, w których wychowują się dzieci z zespołem Downa. Widziałem tylko jej urywek. Nie wiem, jak wiele zaskakujących wyzwań pojawia się w domu, w którym tajemnicze słowo „trisomia” staje się codziennym faktem. Wiem jednak, że dzieci te są dla świata niepojętym darem. Ich życie często jest wywalczone w trakcie kardiochirurgicznych operacji. Zapewne wielu lekarzy chciałoby zrozumieć, jak w tych małych serduszkach pomieści się tyle miłości, tyle unikalnej empatii. Codzienność złożona z wielu godzin mozolnej walki o każde słowo i każdy krok. Rodzice zawsze obok – jacyś inni, niczym Avengersi. Tyle że w filmach Marvela mamy fikcyjnych herosów, przemierzających galaktyki. W ciągu kilku dni widziałem prawdziwych bohaterów, skupionych na codzienności dzieci, codzienności, która jest dla nich całym kosmosem.
Myślę jeszcze o jednym widoku. Koniec Mszy. Wszyscy kierują się do wyjścia. Myśl o obiedzie jakoś łączy liturgiczne jeszcze zgromadzenie. Nagle nastoletnia dziewczynka staje przed ołtarzem, składa dłonie i kłania się Bogu tak, że papieski ceremoniarz wpadłby w kompleksy. A skoro o papieżu...
W 1969r, ks. prof. J. Ratzinger stwierdził proroczo: „Przyszłość Kościoła może wyrosnąć i wyrośnie z tych (…) którzy żyją z czystej pełni swojej wiary”. Wracam do czterech niezwykłych dni końca czerwca tego roku i myślę, że ta przyszłość to jest już trochę… dziś.