Wyszyński na cmentarz

Tak, to ten dzień, kiedy Stefan Wyszyński miał zostać wyświęcony na prezbitera i… nie został. Nadawał się bardziej na cmentarz.

To opowieść sprzed stu lat. Co do dnia.

Historia kapłaństwa błogosławionego Prymasa zaczęła się dramatycznie. Wyświęcono go po kolegach rocznikowych. Gdy 29 czerwca 1924 roku ci leżeli przed ołtarzem potężnej włocławskiej katedry, przyjmując święcenia kapłańskie, schorowany Stefan Wyszyński przebywał samotnie w szpitalnej izolatce. Lekarz, który początkowo nie chciał nawet słyszeć o dopuszczeniu dwudziestotrzyletniego diakona z Zuzeli nad Bugiem do święceń, ostatecznie zgodził się na nie.

I wówczas Pan Bóg zrobił młodemu diakonowi prezent. Wyszyński przyjął święcenia prezbiteratu w swoje urodziny – 3 sierpnia 1924 roku. Wyświęcono go nie jak kolegów przy głównym ołtarzu wielkiej katedry, ale w malutkiej, bocznej kaplicy pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. W tej cichej uroczystości wzięło udział zaledwie kilka osób. Wyszyński był tak słabiutki, że po odśpiewaniu po łacinie „Litanii do Wszystkich Świętych” katedralny kościelny pan Radomski musiał podnosić go z posadzki. Przyszły Prymas Tysiąclecia usłyszał wówczas: „Z takim zdrowiem to raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń”. Tak, we Włocławku mówiło się: „Wyszyńskiego święcą dla jednej Mszy, bo dłużej nie pożyje”.

„Od tamtej chwili czuję, że ciągnę nie swoimi siłami, tylko mocami Bożymi, dlatego niczego nie mogę przypisywać sobie, nie mogę zbyt dużo mówić o moim kapłaństwie, o tym, co miało miejsce w moim życiu, bo byłem tylko uległy Bogu – pisał później. – Moc udoskonala się w słabości”. Życie pokazało, jak bardzo prorocze były to słowa.

„Tak się wszystko układało, że tylko miłosierne oczy Matki Najświętszej patrzyły na ten dziwny obrzęd, który miał wówczas miejsce. Byłem tak słaby, że wygodniej było mi leżeć krzyżem na ziemi, niż stać” – notował 1 sierpnia 1965 r. w Stryszawie – Byłem święcony przez chorego, ledwo trzymającego się na nogach bp. Wojciecha Owczarka. Ale i ja czułem się niewiele lepiej. Podczas Litanii do Wszystkich Świętych, spoczywając na posadzce, lękałem się chwili, gdy trzeba będzie wstać. Czy zdołam utrzymać się na nogach? Taki był stan mojego zdrowia. Pragnieniem moim było, aby móc w życiu przynajmniej kilka Mszy świętych odprawić. Bóg jednak dodał do tych lat wiele jeszcze innych, nieprzewidzianych, i On wyznaczył czas. Przez to zobowiązał się poniekąd do tego, że gdy zażąda od człowieka służby kapłańskiej, będzie go potem w niej wspierał”.

Wielkość ludzi poznaje się po ich pokorze. Jak wyglądała Msza Święta na „złoty jubileusz” kapłaństwa kardynała Stefana Wyszyńskiego? Był po doświadczeniu internowania, Prudnika, Komańczy, po Jasnogórskich Ślubach Narodu… Jego jubileusz był „złoty, a skromny”. Msza odbyła się w bocznej kaplicy włocławskiej katedry przy asyście zaledwie kilku osób. Po cichu, bez żadnego nadęcia. Prymas dziękował za pół wieku służby kapłańskiej w tej samej kaplicy, w której został wyświęcony w 1924 roku.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyi jasno”.