Pojęcie systemu kościelnego – wymyślone po to, krytykować Kościół – nie oddaje bogactwa Kościoła. Pamiętać jednak musimy, że każdemu ruchowi i każdej grupie grozi zamknięcie w system.
26.06.2024 10:55 GOSC.PL
W antykatolickiej i postkatolickiej publicystyce ostatnich lat sporą karierę zrobiło pojęcie systemu kościelnego. Stało się ono kluczem lub wytrychem, który ma demaskować i wyjaśniać kościelną rzeczywistość. Choćby wczoraj na portalu Onet przeczytałem bezwzględne orzeczenie, że pewien biskup wybrał nie sumienie, lecz system. Skąd się to pojęcie wzięło?
Omawiane pojęcie wprowadził kilka lat temu do obiegu publicznego Tomasz Polak – były ksiądz, były katolik i były (uznany) teolog, a obecnie radykalny krytyk chrześcijaństwa – w książce „System kościelny, czyli przewagi pana K”. W książce tej Autor dokonał potrójnej redukcji. Po pierwsze, zredukował całe bogactwo Kościoła (lub Kościołów) do klerykalnej i autorytarnej struktury społecznej. Po drugie, zredukował ową strukturę – nazwaną właśnie systemem kościelnym – do samego zła. Po trzecie, zredukował (przynajmniej w podtekście) niemal całe zło świata do zła kościelnego. Czytelnik książki odnosi wrażenie, że w wizji Autora system kościelny jest paradygmatycznym przypadkiem ludzkich patologii.
Wspomniana książka odniosła medialny sukces. Jest to dziwne, gdyż nie powinna ona być atrakcyjna ani dla naukowców, ani dla tzw. szerszego odbiorcy. Ci pierwsi z łatwością powinni zauważyć w niej błędy lub nadużycia metodologiczne: wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie subiektywnie wybranych przypadków z dziejów Kościoła (bez uzasadnienia ich typowości); preferowanie spekulacji, a pomijanie danych statystycznych; kurczowe trzymanie się jednego sposobu wyjaśnień bez dyskusji z wyjaśnieniami konkurencyjnymi; bezkrytyczne stosowanie psychoanalizy wobec osób z dalekiej przeszłości (począwszy od pierwszych chrześcijan) itp. Z kolei dla szerszego odbiorcy książka powinna być po prostu nudna, pełna jest bowiem naukowego lub pseudonaukowego żargonu, zagmatwanych spekulacji oraz karkołomnych tez, jak choćby ta, że Kościół jest ze swej natury ateistyczny. Na szczęście, lekturę uprzyjemniają cytaty z opowiadań Bertolda Brechta oraz humorystyczne opowiastki, na przykład o tym, jak schorowany ojciec Pio nie chciał używać windy, ale w końcu – za sprawą podstępu współbraci – się ugiął. Przy okazji wyrażę jeszcze zdziwienie, że – wydana w podobnym czasie i w tej samej uczelni (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu) – książka Kamila K. Kaczmarka „Upadek Kościoła otwartego” nie spotkała się z tak wielkim zainteresowaniem jak książka „System kościelny”. A w tej pierwszej mamy do czynienia ze wzorcową współgrą badań empiryczno-statystycznych z pomysłowością teoretyczną i śmiałością hipotez. Hipotez, łatwo się domyślić, różnych od hipotez Tomasza Polaka.
Przeglądając internetowe dyskusje nad „Systemem kościelnym”, natknąłem się na głos, w którym pewien akademik zauważył, że – po zmianie niektórych słów kluczowych książki – nadawałaby się ona świetnie do opisu… systemu akademickiego. Gdzież bowiem wyraziściej, jak nie w systemie akademickim, znajdziemy takie zjawiska jak hierarchiczność, hermetyczność, nadużycia autorytetu, karierowiczostwo, służalczość, pycha i przepych? Rzeczywiście, można by wyliczać wiele wad środowiska akademickiego i być może nawet układają się one w pewien system. Podobnie można mówić o systemie show-biznesu, systemie sportowym, systemie klasy politycznej, systemie medycznym, systemie prawniczym, systemie dziennikarskim i tak dalej. Mamy wiele takich systemów, ale nie mamy wielu obiektywnych ich opracowań. Raczej jest tak, że od czasu do czasu – albo pod wpływem jakiejś afery, albo z powodu politycznego lub ideologicznego zapotrzebowania – wybucha akcja prześwietlania i krytyki wybranych grup, które charakteryzuje pewna elitarność i znaczenie społeczne. Osobiście mam dystans wobec tych akcji. Uczę się jednak od nich jednego: jako ludzie jesteśmy podatni na zło, a zwłaszcza na egoistyczne wykorzystywanie swojej pozycji.
Co w takiej sytuacji powinniśmy czynić? Nie jestem przeciwny demaskowaniu zła w tym lub innym środowisku. Uważam jednak, że od demaskacji zła ważniejsze jest, by jemu zapobiegać. A zapobieganie dokonuje się poprzez czujność lub ćwiczenie sumienia oraz tworzenie społecznych mechanizmów, które utrudniają jego powstawanie. Poza Kościołem nie znam innej instytucji, która tak mocno akcentuje pierwszy element tej profilaktyki. Niestety, ten element nie wystarcza i dlatego musimy myśleć o wzmocnieniu w Kościele drugiego filaru profilaktycznego. Wzorcowo pozytywnym przykładem jest tu fakt powołania przez biskupa sosnowieckiego dwóch komisji do zbadania skandali w tej diecezji, w tym – jak można się domyśleć – do wyciągnięcia profilaktycznych wniosków na przyszłość. Podkreślmy, że na czele obu komisji stoją osoby świeckie i że w ich skład mają wchodzić przede wszystkim świeccy specjaliści. To ważne, gdyż źródłem zła w Kościele bywa brak współpracy między duchownymi a świeckimi. Bez niej powstaje izolacja, a ona – jak w przypadku wszystkich grup zaufania publicznego – sprzyja nadużyciom i wywołuje podejrzliwość.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Wyżej krytykowałem ideę systemu kościelnego, gdyż dokonuje ona fałszywej redukcji Kościoła do wadliwej struktury społecznej. Musimy jednak pamiętać, że to od nas zależy, czy będziemy postrzegani jako „system”, czy jako wspólnota ludzi inspirowanych (używając terminu mojego Adwersarza) „impulsem Jezusa”. Ten impuls – a mówiąc po chrześcijańsku: Duch Święty – ożywiał i ożywia Kościół. To On sprawiał i sprawia, że Kościół wciąż się odnawia i rodzą się w nim lub odradzają rozmaite ruchy religijne. To On sprawia, że – pomimo ludzkiej grzeszności – w rdzeniu Kościoła zawsze dokonuje się przemieniające spotkanie z Bogiem.
Jacek Wojtysiak Profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Sympatyk ruchów duchowości małżeńskiej i rodzinnej.