Dla mojego pokolenia serial „Szogun” z pewnością zasługuje na miano kultowego. Mowa oczywiście o tym z połowy lat 80. ubiegłego wieku, a nie jego nowej wersji, którą pokazał Disney Channel.
Nie chodzi nawet o jakość tamtej adaptacji głośnej powieści Jamesa Clavella, ale o… nostalgię. Dziś wybieramy z oceanu propozycji, wtedy „Szoguna” oglądała cała Polska, bo nie mieliśmy internetu, a jedynie lampowe telewizory, jedną partię i jeden serial „do wyboru”. Świat był czarno-biały i królował w nim Richard Chamberlain (w roli Anjin-sana).
Jak zatem znaleźć kryterium, by porównać to, co nieporównywalne – starego „Szoguna” z nowym? Można oczywiście i trzeba stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że Cosmo Jarvis nie jest nawet cieniem Chamberlaina, gra jedną miną, brak mu uroku, wdzięku i charyzmy swego poprzednika w roli brytyjskiego żeglarza. I to nie jest już kwestia nostalgii, można jedynie uznać, iż był to zabieg świadomy. Europejczycy – wszyscy, z Portugalczykami włącznie – są w nowej wersji „Szoguna” postaciami raczej drugiego planu, pionkami w grze prowadzonej przez bezwzględnego Toranagę, który walczy o władzę. Jesteśmy w Japonii (rok 1600) na progu wojny domowej. Następca tronu jest dzieckiem, pięciu regentów sprawujących w jego imieniu rządy próbuje Toranagę zgładzić. W odróżnieniu od pierwszej wersji serialu tu skupiamy się głównie na owej misternej rozgrywce, co wymaga głębszego wejścia w japońską kulturę i obyczaj. Nowy „Szogun” jest mniej przygodowy, bardziej szekspirowski, skupiony na kulisach polityki, intrygach i starciach charakterów. Jest tu oczywiście i starcie kultur, ale chrześcijaństwo, uwikłane w wojnę katolików z protestantami, traktowane jest jako kultura niższa, „barbarzyńska”. Zgodnie z duchem czasu twórcy serialu starają się o empatię wobec innych i maksymalny krytycyzm wobec własnego dziedzictwa. Ów duch widoczny jest także w skupieniu większej uwagi na roli kobiet, nawet kosztem historycznych realiów. Kluczową postacią serialu jest Mariko i to wokół niej rozgrywa się tak naprawdę cała intryga.
Szukając przewag nowej wersji, proponuję zatrzymać się właśnie przy Mariko. To w niej toczy się najciekawsze starcie kultur. Z jednej strony japoński obyczaj i wychowanie każą jej za wszelką cenę odebrać sobie życie, by odzyskać honor. Z drugiej strony szczera wiara (Mariko przyjęła chrześcijaństwo) nie pozwala jej na to, stawiając pokorę i poświęcenie dla innych ponad zadośćuczynienie kulturowym nakazom. Konflikt wydaje się nie do rozstrzygnięcia. Warto nowego „Szoguna” obejrzeć choćby po to, by przekonać się, jaki będzie jego finał.