Reżim Łukaszenki nie przegra z opozycją, ale z obywatelami wściekłymi z powodu kryzysu gospodarczego.
20.06.2011 11:02 GOSC.PL
W czerwcu rząd białoruski podjął decyzję o wprowadzeniu dodatkowych opłat za wywóz z Białorusi przez osoby fizyczne szeregu towarów, w tym również paliw. Osoba, która je wywozi, musi zapłacić opłatę celną w wysokości dwukrotnej wartości danego towaru. Natomiast kierowca z pełnym bakiem paliwa ma prawo przekraczać granicę państwa raz na 5 dni. Jeśli podróżuje częściej, także musi dodatkowo za paliwo zapłacić. Władze uzasadniają decyzję dążeniem do ograniczenia wywozu tanich białoruskich towarów za granicę, co powodowało braki w zaopatrzeniu. Zakaz uderza przede wszystkim w mieszkańców terenów przygranicznych, dla których sprzedaż towarów do krajów sąsiedzkich - w tym głównie paliwa - była często jedynym źródłem zarobku. Negatywnie wpływa także na sytuację w polskich przygranicznych regionach, gdzie białoruskie „mrówki” nie tylko sprzedawały swoje produkty, ale także kupowały nasze towary. Dlatego na przejściu granicznym Kuźnica - Bruzgi doszło do protestu kilkuset białoruskich kierowców. Kierowcy protestowali także w centrum Mińska, sprzeciwiając się jednorazowej podwyżce cen benzyny o 30 procent. Protesty miały miejsce także w innych miastach kraju. Wiele wskazuje na to, że nie słaba opozycja polityczna, ale społeczeństwo, samoorganizujące się poprzez nowe media, może zagrozić władzy prezydenta Aleksandra Łukaszenki, zwłaszcza że Rosja przestała mu sprzedawać surowce energetyczne po preferencyjnych cenach, co dotychczas było ważnym źródłem stabilizacji gospodarczej w tym kraju.
Andrzej Grajewski