Tak jak istnieją patologie religii oderwanej od rozumu, tak istnieją patologie rozumu oderwanego od Boga.
Pani profesor Magdalena Środa w numerze 6(63) z 2023 r. dwumiesięcznika „Książki. Magazyn do Czytania” (wyd. Agora, Gazeta Wyborcza) pisze tak: „Panuje u nas błędne przekonanie, że etyka sprowadza się do religijnej wiary, a wiara – do nakazów Kościoła. Tymczasem etyka to dziedzina filozofii, ma ponad dwa tysiące lat (…). Etyka jest wiedzą” [to zdanie zostało wytłuszczone – przyp. J.S.]. I zachęca: „Jeśli macie jakiś problem moralny, skorzystajcie – za moim pośrednictwem – z tej wiedzy. Piszcie, pytajcie, dzielcie się wątpliwościami, tak jak podzieliła się nimi pani Agata”.
Oto fragmenty listu pani Agaty: „Mam 45 lat. Mieszkam w Warszawie. Jestem producentką filmową. Mam 15-letniego syna Marka. Nie planowałam tego dziecka, a ciąża była efektem studenckiej nieodpowiedzialności. Z ojcem Marka wzięliśmy ślub, a po sześciu latach się rozwiedliśmy. Ustaliliśmy, że będzie mieszkał ze mną, a co drugi weekend, niektóre święta i letnie wakacje spędzi z ojcem. Sześć lat temu poznałam Agathę. Jest Szwedką, również pracuje przy produkcji filmów (…). Zakochałyśmy się. Wcześniej, pod koniec liceum i na początku studiów, myślałam, że kobiety w moim życiu to taki eksperyment, nic godnego uwagi. Podobali mi się chłopacy i dziewczyny, myślałam, że jestem bi. Prawda jest jednak inna. Podobają mi się kobiety, to faceci byli eksperymentem. Dodam, że średnio udanym. Potrzebowałam czasu, żeby się z tym wewnętrznie pogodzić. (…) Agatha musiała zakończyć swój martwy już wtedy związek, ja natomiast rozwiązać problem z Markiem. Początkowo nie chciał mojego nowego związku zrozumieć i zaakceptować, szantażował mnie, groził nawet, że przeniesie się do ojca. (…) Rok temu postanowiłyśmy zamieszkać razem (…) wprowadziła się do mnie razem z dwoma kotkami (…). Marek był zachwycony. (…) Otóż Agatha, która jest weganką, postanowiła, że jej koty będą jeść tylko wegańską karmę. W porządku, pomyślałam. Tyle, że jednak nie jest w porządku. Koty jej wegańskiej karmy nie znoszą, a kiedy moja partnerka wyjeżdża i za nią tęsknią, po prostu odmawiają jej jedzenia. I to przez wiele dni. Zauważyłam, że Marek potajemnie dokarmia je mięsem. Najpierw odbyłam z nim rozmowę. Nie przekonałam go, a nawet zaczęłam przymykać oko na to, co robi. Zawarliśmy niepisany pakt przeciwko wegekarmie i poniekąd Agacie.
Próbowałam przekonać partnerkę, że choć wegeidea jest etyczna i może dobrze służyć wszystkożercom takim jak człowiek, nie służy mięsożercom, jak koty. Agatha twierdzi, że przemawiają przeze mnie stereotypy. Nie potrafię rozwiązać tego problemu, więc póki Agatha jest w domu, karmi koty zgodnie z własnymi przekonaniami, a kiedy jej nie ma – Marek dokarmia je mięsem. (…) Co Pani radzi?”.
Pani profesor odpisała życzliwie i wyczerpująco, m.in. podkreślając walory weganizmu: „Jeśli chodzi o weganizm, nie mam wątpliwości, że to niezwykle cenny styl życia. (…) Traktuję weganizm pani partnerki jako moralnie doniosły wybór”. Ostatnie dwa akapity jej odpowiedzi brzmią następująco:
„Rady? Proszę raz jeszcze porozmawiać z partnerką, przedstawić jej argumenty na rzecz zaspokajania, choćby czasem, mięsożernych potrzeb kota. Proszę jej też wyznać, że tak jak ona jest wrażliwa na cierpienia zwierząt mordowanych przez naszą cywilizację, tak pani jest wrażliwa na niedolę kota przymuszonego do weganizmu, którego sam nie wybrał. Bo pewnych rzeczy kotu nie powinno się robić, jak pisała Szymborska, w tym dyktować mu diety, choćby i wynikającej z wyznawanych przez nas (ale nie przez niego) wartości. Jeśli ktoś jest weganinem, bo uważa zwierzęta za pełnowartościowe byty moralne, których nie można uprzedmiotawiać i zabijać, powinien też uszanować ich autonomię i wolność wybierania pokarmu”.
Rzeczywiście, po przeczytaniu wymiany listów miedzy panią Agatą a panią profesor, czuję się przekonany: prawdziwa etyka jest dziedziną filozofii i jest wiedzą, czyli należy do takich sfer rzeczywistości, które mają ścisły związek z rozumem i jego używaniem.
Cóż dodać? Rozum odcięty od wielkich religijnych tradycji ludzkości zgłupieje. Tak jak istnieją patologie religii oderwanej od rozumu, tak istnieją patologie rozumu oderwanego od Boga. Broń atomowa i biologiczna oraz produkowanie ludzi to, zdaje się, dopiero początek choroby. Rozum potrzebuje wiary nie po to, by jej ulec, ale po to, by we współpracy z wiarą poszerzyć i pogłębić swoje możliwości, poznać swoje granice. Filozofia i wiedza nie wystarczą. Są dobre, są konieczne, bywają wspaniałe, ale to dla człowieka ciągle i zdecydowanie za mało.