Przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu rozpoczął się w piątek proces cywilny w sprawie naruszenia dóbr osobistych, jaki trenerowi kadry snowboardowej Pawłowi Dawidkowi wytoczyli Jagna Marczułajtis-Walczak i jej mąż.
Ponieważ strony nie widziały możliwości zawarcia ugody, sąd przystąpił do przesłuchiwania blisko dwudziestu świadków. Z tego powodu rozprawa przeciągnęła się do godzin popołudniowych.
Dotyczy ona wydarzeń z mistrzostw Polski w snowboardzie 28 lutego w Jurgowie (Małopolskie). Jak poinformowała media Marczułajtis-Walczak, kiedy w walce o awans do ścisłego finału slalomu giganta równoległego upadła pod koniec trasy, usłyszała od Dawidka niecenzuralne słowa: "stara p... do domu". Później trener miał powiedzieć do Andrzeja Walczaka: "ćwoku, do domu dzieci pilnować". Szkoleniowiec zaprzecza tym oskarżeniom.
Marczułajtis-Walczak i jej mąż domagają się od Dawidka opublikowania w prasie przeprosin za znieważenie. Ponadto chcą zasądzenia na rzecz zawodniczki 20 tys. zł, na rzecz Walczaka - 10 tys. zł oraz na rzecz Polskiego Towarzystwa Walki z Mukowiscydozą w Rabce-Zdroju - 20 tys. zł.
Ponadto snowboardzistka złożyła prywatny akt oskarżenia przeciwko Dawidkowi do wydziału karnego Sądu Rejonowego w Zakopanem. Na rozprawie 13 maja nie doszło do pojednania między stronami, proces w tej sprawie będzie się toczył. Olimpijka złożyła również zawiadomienie do prokuratury w Zakopanem o manipulację wynikami mistrzostw w Jurgowie. Jak poinformowała media, prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie.
Z kolei pozew przeciwko Marczułajtis-Walczak i jej mężowi o naruszenie dóbr osobistych złożył do krakowskiego sądu Polski Związek Snowboardu i jego prezes Marek Król.
W pozwie powołują się na medialne wypowiedzi zawodniczki i jej męża, w których sugerowali możliwość fałszowania wyników podczas zawodów na korzyść córki prezesa, nieprawidłowości w sędziowaniu (trójkę dzieci członka zarządu związku), niewłaściwe zabezpieczenie trasy.
Według związku i jego prezesa, zarzuty te są bezpodstawne i nieuzasadnione oraz naruszają ich dobra osobiste. Dlatego domagają się od zawodniczki i jej męża przeprosin oraz zapłaty zadośćuczynienia: za obrazę związku solidarnie 165 tys. zł i 35 tys. zł na Fundację Anny Dymnej "Mimo Wszystko"; za obrazę prezesa Króla solidarnie 40 tys. zł oraz 10 tys. zł od Marczułajtis-Walczak na Fundację "Mimo wszystko". Łącznie żądania zadośćuczynienia wynoszą 250 tys. zł. Termin rozpoczęcia tego procesu nie został jeszcze wyznaczony.