Widzimy dziś, jak ortodoksja zdecydowanie przegrywa z herezją w środowiskach artystycznych. A przecież Logos, który stał się Ciałem, jest kwintesencją poezji.
Wjednym z artykułów opublikowanych w paryskiej „Kulturze” Czesław Miłosz zamieścił kilka zaskakujących słów na temat założyciela Zakonu Kaznodziejskiego. Opisując początki misji św. Dominika, odwołał się do skrajnej opinii francuskiej filozof Simone Weil, która twierdziła, że „cywilizacja prawdziwie chrześcijańska istniała tylko raz: w dwunastym wieku, w krajach langue d’oc; zniszczyła ją francuska krucjata, której duchowym inspiratorem był św. Dominik”. Polski noblista jakoś nie widział potrzeby zweryfikowania tej opinii. „Cywilizacja” katarów i albigensów, którą gloryfikował poeta, oczywiście nie była prawdziwie chrześcijańska, lecz heretycka.
Czy św. Dominik zainspirował tę krucjatę? Znany historyk naszego zakonu o. Marie-Humbert Vicaire, pisząc o duchownych uczestniczących w krucjacie, zwraca uwagę na fakt, że nie znajdziemy wśród nich naszego założyciela. „Uderza zwłaszcza nieobecność Dominika w wielkiej rzeszy duchownych z Południa i innych stron, z których każdy znalazł dla siebie miejsce w świętej wojnie”. Drugi generał zakonu, bł. Jordan z Saksonii, wspomina: „W czasie gdy w kraju byli już krzyżowcy, (…) brat Dominik nadal pełnił swe zadanie głosiciela Słowa bożego”. Trafniejsza jest zatem uwaga Herberta, który podobnie jak Miłosz gloryfikował katarów, ale na temat św. Dominika tylko ironizował: „Niewiele dały płomienne kazania świętego Dominika, którego zamiast korony męczeńskiej spotyka śmiech i naigrawanie”. Ciekawe, że poeta nie zauważył, że śmiech i naigrawanie jest także formą męczeństwa.
Zastanawiająca jest ta niechęć wybitnych poetów do św. Dominika. Być może ukazuje ona coś ogólniejszego, mianowicie stosunek nowoczesnych artystów do prawdy. Dominikanie powstali, by zwalczać fałszywą naukę, dlatego dewizą zakonu jest „Veritas”. Ale prawda nie jest dla twórców wystarczająco inspirująca. Widzimy dziś, jak ortodoksja zdecydowanie przegrywa z herezją w środowiskach artystycznych. A przecież Logos, który stał się Ciałem, jest kwintesencją poezji.