Gottfried Wilhelm Leibniz był ostatnim człowiekiem na tej ziemi, który wiedział wszystko, co w jego czasach było „do wiedzenia”.
Był ostatnim człowiekiem, który wiedział wszystko. Będę się trzymał tej opinii, choć wielu się z nią nie zgadza. Gottfried Wilhelm Leibniz był ostatnim człowiekiem na tej ziemi, który wiedział wszystko, co w jego czasach było „do wiedzenia”.
W nauce, rzecz jasna, mając tu na względzie również pogardzaną dzisiaj filozofię. Jego zdaniem każdy z nas jest jak monada, czyli prosty, odizolowany od innych byt, który komunikuje się z innymi jedynie w powierzchowny i niepełny sposób, a poznanie drugiego (bardzo upraszczam, filozofów przepraszam!) odbywa się na zasadzie analizy własnych doświadczeń i w analogicznym odniesieniu ich do niego. Filozof porównuje monady do luster, które odbijają siebie nawzajem. Cokolwiek byśmy o tym filozoficznym nurcie myśleli i za jakkolwiek absurdalny byśmy go uznali lub nie, z całą pewnością nikt z nas nie ma wątpliwości, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Nie tylko po to, żeby zaspokoić swoje potrzeby (choć również po to), raczej w sensie stworzenia wspólnoty. Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam, powiedział Stwórca w pierwszych dniach naszego istnienia, a przez kolejne stulecia powtarzało tę tezę wielu, łącznie z uczestnikami kościelnych soborów. To dlatego tak bardzo zależy nam na przyjaźniach, dobrych relacjach, właściwej komunikacji i bliskości. Są tacy, którzy twierdzą, że te właśnie wartości są priorytetowe w społecznościach tzw. niebieskich stref, czyli tych miejsc na ziemi, w których ludzie żyją zdecydowanie dłużej niż gdzie indziej. Do końca życia tamtejsi mieszkańcy pozostają w ścisłych relacjach rodzinnych, wciąż potrzebni, pomimo starości, otoczeni życzliwością i serdecznością. Tym bardziej cieszy mnie, że po raz kolejny ulicami naszych miast przejdą marsze dla życia i rodziny, które „zmieniają Polskę od 18 lat”, jak napisano na stronie Centrum Życia i Rodziny. Uczestnicy warszawskiego marszu, Sylwia i Paweł Zalewscy, rodzice sześciorga dzieci, mówią „Gościowi”, że jest to dla nich okazja do dania świadectwa o tym, że „rodzina jest czymś jak najbardziej naturalnym” i „misją na całe życie”. Małżonkowie podkreślają, że cieszy ich obecność na marszu ludzi w podeszłym wieku: „Oni niosą dużo więcej niż my, młodsi, widzą wartość wychowania i swoim życiem to poświadczają. Myślę, że to oni powinni wyjść na scenę i świadczyć, iż są dumni z tego, że wychowali swoje dzieci i że popierają życie rodzinne” („Marsz dla szczęścia”, s. 16–18). No cóż... w świecie, który okrzyknięty został enklawą egoistycznych narcyzów niepotrafiących żyć w dozgonnych związkach i ukierunkowanych przede wszystkim na doznawanie przyjemności, takie świadectwa z pewnością budzą nadzieję i nie możemy pozwolić im przepaść, zmarnować się, nie możemy skazać ich na przemilczenie. Ktoś musi w końcu, wbrew indywidualistycznym trendom zachodniej cywilizacji, przekonać nieprzekonanych, że człowiek naprawdę istnieje w pełni tylko wtedy, gdy staje się bezinteresownym darem dla innych. I że tylko wtedy będzie naprawdę szczęśliwy, nawet gdyby uwierzył, że metafizykę monad i ich samotności da się odnieść do naszej ludzkiej natury.
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.