Jesteśmy jedynym gatunkiem, który bardziej przystosowuje świat do siebie niż siebie do świata. I nie zaczęło się to wraz z rozwojem technologii cyfrowych, ale znacznie wcześniej.
Ten moment, a właściwie proces, w różnych częściach świata miał miejsce ok. 10 tys. lat temu. To wtedy nasi przodkowie z myśliwych, zbieraczy zamienili się w rolników. Zaczęli się osiedlać, budować domy i identyfikować się ze sobą i z miejscami, w których żyli, w sposób zupełnie inny niż ich ojcowie. Co ciekawe, temu procesowi towarzyszyły zjawiska podobne do tych, które doskonale znamy. Wiedza, którą z pokolenia na pokolenie przekazywano, stawała się bezużyteczna. Bo po co komu – oczywiście spłycając – umiejętność rozpoznawania dźwięków lasu, po co komu dokładna wiedza o roślinach i grzybach, ich występowaniu, sezonowości, skoro przeżycie umożliwiało to, co wysiało się na polu. Być może wtedy też odwrócił się kierunek transferu informacji? Być może wtedy to młodzi zaczęli uczyć „technologii” swoich rodziców, choć przez większość naszej historii to rodzice uczyli swoje dzieci, jak funkcjonować w świecie. Tamten proces był nieporównywalnie wolniejszy od tego, który obserwujemy teraz, ale wciąż widzę tu bardzo wiele podobieństw. Czas przejścia od trybu myśliwsko-zbierackiego do trybu rolniczego, był okresem smuty i pożogi. Zanim nauczyliśmy się uprawiać zboża, hodować zwierzęta, umieraliśmy z głodu i z powodu chorób. Ilość pracy i innowacji, jaką trzeba włożyć w wypieczenie chleba, jest ogromna. Ale przez eksperyment nauczyliśmy się tego.
Zbieracz, łowca o swoim otoczeniu wiedział znacznie więcej niż rolnik. Ale to rolnictwo wygrało ze zbieractwem. Osiadły tryb życia mógł być podstawą do rozwoju technologii i cywilizacji, kultury, sztuki, architektury. To wymiana towarów, usług i idei nas rozwinęła. Mimo że to zbieracze i myśliwi o otoczeniu wiedzieli więcej. Moglibyśmy powiedzieć, że to oni „lepiej się ogarniali”, ale… co z tego? Czy i dzisiaj wiedza naszych dziadków i rodziców nie wydaje się zbędna?
10 tys. lat temu nastąpiła zmiana. To właśnie wtedy zaczęliśmy dostosowywać świat do siebie, a nie siebie do świata. Zaczęliśmy sadzić i wycinać rośliny tak, by tworzyć dla siebie dogodne miejsce. Wcześniej musieliśmy takiego szukać. To wtedy zaczęliśmy krzyżować rośliny i zwierzęta, by wzmacniać pożądane przez nas cechy. Wcześniej byliśmy skazani na poszukiwanie tych osobników, które je mają. To właśnie wtedy staliśmy się organizmami, które nie szukają – jak wszystkie inne na Ziemi – swojej niszy, tylko tworzą niszę tam, gdzie mają ochotę.
Jak się to skończy? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że zaczęło się nie wraz z wynalezieniem sztucznej inteligencji, lecz jakieś 10 tys. lat temu.
Tomasz Rożek Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Założyciel i prezes Fundacji Nauka To Lubię. Autor wielu książek o tematyce popularnonaukowej. Obecnie stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.