Polska nie jest państwem neutralnym światopoglądowo. Konstytucja RP mówi o bezstronności światopoglądowej państwa, a to coś zupełnie innego.
Szanowane Panie, Szanowni Panowie – cieszę się, że mogę jeszcze pisać i mówić, używając polskich grzecznościowych zwrotów, bez pytania Państwa o pozwolenie na tę formę. Ba, mogę nawet napisać „czytelników”, czyli bez dodawania żeńskiej odmiany – „czytelniczek”, choć ten feminatyw brzmi akurat ładnie.
Natomiast, jak Czytelniczki i Czytelnicy GN zapewne już wiedzą, w urzędzie miasta stołecznego Warszawy żaden urzędnik nie będzie mógł już powiedzieć „pan/pani” bez zapytania: „Jak do pana/pani się zwracać?”. Nawet jeżeli będzie widział w okienku interesanta płci żeńskiej lub męskiej i taką płeć ów osobnik będzie miał wpisaną w podanym dokumencie, to jeśli on czy ona odpowie, że w istocie czuje się płcią społeczno-kulturową np. numer 368 – cokolwiek to znaczy, bo rzekomo nie ma ograniczonej liczby płci według zasady, że ile osób, tyle jest w tym względzie doświadczeń – to urzędnik musi się do owej osoby tak właśnie zwracać. Płeć nr 368.
W ten sposób dzięki najnowszemu zarządzeniu prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego o „przeciwdziałaniu dyskryminacji” początek sytuacji, w której trudno nam się odnaleźć, mamy zapewniony odgórnie. I na pewno na tym nie koniec. Ten sam prezydent miasta w tym samym zarządzeniu, o czym zapewne Panie i Panowie już wiedzą, nakazał usunąć ze ścian i biurek urzędników symbole religijne, czyli mówiąc wprost – krzyże. Myślę, że pan prezydent szybko swojej decyzji pożałuje, gdyż wbrew temu, co mówi dla uzasadnienia swej decyzji (widać, jak niedouczonych ma doradców), Polska nie jest państwem neutralnym światopoglądowo. Konstytucja RP mówi wyraźnie o bezstronności światopoglądowej państwa, a to oznacza coś zupełnie innego. To znaczy, że państwo nie popiera ani jednej, ani drugiej strony światopoglądowego sporu. Nakaz zdjęcia z przestrzeni publicznej obecnych tam symboli religijnych wskazuje więc stronniczość; opowiedzenie się po jednej stronie, czyli ateistów i przeciwników krzyża. Prezydent „postępowej” stolicy nie zauważył także, jak swoją decyzją wpisał się w zupełnie inny niż tolerancyjny – a o taki mu zapewne chodziło – nurt naszych dziejów. Dołączył do mrocznych czasów naszej ojczyzny – zamykania kościołów i klasztorów przez carat po powstaniu styczniowym, usuwania z parafii polskich duchownych przez pruskich urzędników w czasie kulturkampfu i całkiem niedawnego zdejmowania krzyży ze ścian w szkołach i urzędach, usuwania religii ze szkół etc. przez komunistów w okresie PRL. Notabene decyzja prezydenta Warszawy zbiegła się – co jest wielce symboliczne – z 40. rocznicą walki o krzyże młodzieży w szkole w Miętnem pod Garwolinem. Uczniowie i kilkoro nauczycieli zapłacili za to ogromną cenę, ale krzyż do szkoły wrócił. Wtedy z wielkim uznaniem o walce polskiej młodzieży donosiły światowe media, a dziś Elon Musk, właściciel platformy X, nazywa decyzję Trzaskowskiego żenującą, ponieważ to „kopiowanie głupich rzeczy z Ameryki”. W istocie tak jest.
Nie wiem, co o tym wszystkim myślą zwykli urzędnicy stołecznego ratusza, zapewne są podzieleni jak całe społeczeństwo. Ale mogę domyślać się, że niebawem staną przed nimi kolejne wyzwania, bo w kopiowaniu zachodnich trendów (jak modne to ostatnio słowo) stajemy się prymusami. Najnowszych „wzorców” dostarcza ostatni finał Eurowizji z oni/ich (takie zaimki każe stawiać przed swoim imieniem) Nemo, niebinarny w różowej spódniczce, na których (och, te „nowe” zaimki) głosowali także polscy jurorzy.
No cóż, wojna kultur, a to również są jej przejawy, nie toczy się gdzieś daleko, ale tu, w Europie, o czym tak przejmująco na początku naszego wieku pisała włoska dziennikarka i pisarka Oriana Fallaci. Ona toczy się nie tylko obok nas, ale w nas i przez nas. Kiedy my zamykamy kościoły, oni w Europie stawiają kolejne meczety, kiedy my wyrzucamy krzyże z urzędów, oni zamykają ulice i place, by modlić się wspólnie, kiedy my zastanawiamy się, jak mówić do osoby o 368. numerze płci, oni rodzą dzieci.
Tej wojny kulturowej w różowych spódniczkach i bez krzyża nie wygramy. Jako cywilizacja sami założyliśmy sobie pętlę na szyję. I w końcu ktoś za ten sznurek pociągnie.
Czego Paniom i Panom, a także samej sobie nie życzę, ciesząc się, że mogę jeszcze o tym pisać, zanim przyjdzie jakiś nadurzędnik i tego zabroni. Wszak projekty ustaw są już przygotowywane.