Serial „Problem trzech ciał” (Netflix) zapowiadano jako wydarzenie na miarę „Gry o tron”.
Bo rzeczywiście jest kilka podobieństw. Oba powstały na podstawie bestsellerowych powieści, oba realizowali ci sami twórcy – David Benioff i D.B. Weiss. Pozostajemy także wciąż w sferze fantasy, choć temu nowemu serialowi zdecydowanie bliżej do Lema czy Dukaja niż do opowieści o latających smokach. I tu leży pies pogrzebany. Książka chińskiego pisarza Cixina Liu jest po prostu absolutnie niefilmowa, w odróżnieniu od sagi George’a R.R. Martina. To raczej połączenie spekulacji naukowych i filozoficznych, mieszanka polityki i historii podana w atmosferze teorii spiskowych i kosmologii. Czytelnikom się podobało, widzom już mniej. Zwłaszcza że pierwszy sezon wszystko gmatwa, a niczego nie rozwiązuje.
Najlepiej to wygląda w streszczeniu: oto podczas rewolucji kulturalnej w Chinach tajna baza wojskowa wysyła sygnały w kosmos w poszukiwaniu inteligentnego życia pozaziemskiego. Do programu zostaje włączona córka wybitnego fizyka, zamordowanego w ramach rewolucji kulturalnej, i to ona będzie główną postacią serialu, bo nawiąże kontakt z obcą cywilizacją, która chce eksterminować Ziemian, by zająć ich miejsce. Po pół wieku w tajemniczych okolicznościach samobójstwa popełniają najwybitniejsi fizycy, a światowy rząd postanawia wysłać statek kosmiczny na spotkanie przybyszów. Akcja dzieje się na kilku kontynentach, w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, w realu i w świecie wirtualnym. A jednak serial jest nudny. Prawdopodobnie dlatego, że scenariusz zbyt wiernie trzyma się książki, nużąc tasiemcowymi dialogami.
Najazd kosmitów ma nastąpić za… 400 lat. Światowa elita próbuje uświadomić ludziom, że są odpowiedzialni za przyszłość planety. Mamy problem, mimo że go nie widzimy, a skutków nie odczują nawet nasze prawnuki. Trudno nie doszukać się tu przesłania mocno korespondującego z najbardziej gorącą dziś globalną debatą na temat zmian klimatycznych, ich konsekwencji dla Ziemi oraz ceny, jaką mamy zapłacić teraz za powstrzymanie potencjalnego kataklizmu w przyszłości. Mieliśmy już serię filmów katastroficznych, pokazujących, jak będzie on wyglądał; teraz chodzi raczej o przekonanie ludzi skupionych wyłącznie na korzystaniu z życia, by zaczęli myśleć w innych kategoriach. Łatwo nie będzie, bo problem zbyt mocno dotyka polityki i gospodarki. Fala protestów w sprawie zielonego ładu, jaka przetacza się dziś przez Europę, organizowana jest pod hasłami „mamy problem”. Ale teraz, nie kiedyś, w przyszłości.