Niewątpliwie dążenie do bycia dobrym jest szlachetnym pragnieniem. Bycie dobrym człowiekiem jest ważne. Pełna zgoda. Natomiast trudno się zgodzić z tezą, że nieważne jest to, w co kto wierzy.
Ponieważ to właśnie przekonania dotyczące prawd najważniejszych, czyli w istocie przekonania religijne, w znacznej mierze określają rozumienie dobra i zła. Rozum moralny, czyli sumienie, określa, co jest dobre, a co jest złe. Sumienie nie jest i nie może być czymś całkowicie subiektywnym. Jeśli bowiem każdy człowiek samodzielnie definiuje granicę między dobrem a złem, to wtedy prędzej czy później dojdzie do konfliktu między ludźmi różnie rozumiejącymi dobro i zło. Sama idea realizowania dobra i unikania zła (tzw. prasumienie) domaga się istnienia obiektywnych kryteriów etycznych. Musi istnieć prawo moralne, które obowiązuje wszystkich ludzi. Jeśli nie ma takiego prawa, wtedy mówienie o moralności i nazywanie kogoś dobrym lub złym, traci racjonalną podstawę. Chrześcijanie wierzą, że fundamentalne prawo moralne jest wpisane przez Boga w ludzkie serca. W tym sensie „dobroludzizm” jest potwierdzeniem, że człowiek jest dziełem Boga. Tylko ludzie zadają pytania o etykę swoich czynów, tylko ludzie ponoszą odpowiedzialność za zło i szukają dobra, nawet wtedy gdy nie jest to dla nich doraźnie korzystne. Tylko człowiek ma wolność i sumienie. Wolność i sumienie nie mogą być produktem ewolucji. Sumienie jest fenomenem, który uświadamia człowiekowi, że jest on zdany na Boga. „Dobroludzizm”, czyli szukanie dobra w życiu przy jednoczesnej rezygnacji z wiary w Boga, jest czymś niekonsekwentnym, jest pewną formą wypełnienia pustki po religii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.