Czy istnieje racja, która mogłaby usprawiedliwić umieszczenie poza obrębem solidarności ludzi nienarodzonych?
Szczęśliwsza jest ofiara mordu od swego mordercy”. Tym cytatem z Sokratesa ks. profesor Tadeusz Styczeń (1931–2010) rozpoczyna wstęp do książki-legendy pt. „Nienarodzony miarą demokracji” opublikowanej w 1991 roku w lubelskim Instytucie JP II KUL. Styczeń, uczeń Jana Pawła II, był wówczas dyrektorem tego instytutu. Książka stanowiła najdonioślejszy głos teologii i etyki katolickiej w sprawie sprzeciwu wobec aborcji oraz legalizującego mordowanie dzieci prawa w początkach III RP. Zawiera ona, obok kilku znakomitych tekstów ks. Stycznia, przeprowadzoną w salonach rektorskich KUL debatę z senatorami RP (Kuratowska, Lipski, Wielowieyski) i zaproszonymi gośćmi (m.in. Półtawska, Safjan). Wydana w 13 tysiącach egzemplarzy, liczy prawie 180 stron niewielkiego formatu.
Styczeń stawia pytania i tezy najważniejsze z ważnych. Kogo tu chcemy bronić, pyta. Wszystkich, odpowiada. To znaczy: mordowanego (przed śmiercią), morderców (przed nimi samymi, przed niszczącą ich człowieczeństwo siłą czynionego przez nich zła), wszystkich świadków mordu (czyli całość społeczeństwa, narodu, obywateli, przed prowadzącą do katastrofy biernością).
Co się dzieje, pyta. Rzecz straszna, o apokaliptycznej skali. Oto bowiem dzieje ludzkości weszły w stadium absolutnie tragicznego „procesu, w którym ludzie silni – dziwnie niepomni doświadczeń totalitaryzmu – postawili w stan oskarżenia człowieka bezsilnego z tej tylko racji, że jest i że przez tę swą obecność przeszkadza tym, którzy zjawili się na niej wcześniej. Przeszkadza, bo stanowi ograniczenie dla ich przestrzeni życiowej, bo ogranicza ich wolność”. Ogranicza Lebensraum… Wielka światowa wojna wydana przez narodzonych nienarodzonym.
Tymczasem „nie ma wolności bez solidarności” – Styczeń przypomina Polakom najgłośniejsze hasło lat 80. i pyta: „Czy istnieje racja, która mogłaby usprawiedliwić umieszczenie poza obrębem tej solidarności ludzi nienarodzonych?”. Nie ma żadnej, choć wielu usiłuje wyprowadzić wolność z prawdy, poza którą wolność gotuje sobie klęskę. Alternatywą dla solidarności jest totalitaryzm (vide: cały polski koszmar lat 80. był tym właśnie, był o tym!), dlatego jakiekolwiek odstępstwo od bezwzględnej zasady solidarności jest otwarciem furtki dla totalitarnej bestii.
Zabójstwo nienarodzonego, legalność tego mordu, „staje się samobójstwem demokracji”, pisze. Rzecz jest oczywista: „bierność naszego państwa wobec gwałtu w stosunku do nienarodzonych obciąża osobiście każdego z nas w tej dokładnie mierze, w jakiej nasza troska o człowieka nie wyrazi się w podejmowaniu wysiłku zmierzającego do skonstruowania takiego państwa, by troska o każdego człowieka, zarówno o ofiarę agresji, jak i o agresora, znalazła należny wyraz i pełne pokrycie w odpowiednich instytucjonalno-prawnych zabezpieczeniach”. Pyta retorycznie: „Ile warta jest demokracja, która problem promocji najsłabszych, najuboższych wśród ubogich, rozwiązuje w ten sposób, że ustawowo zezwala na ich usuwanie ze społeczeństwa drogą zalegalizowanej przez państwo eksterminacji?”. I tak konkluduje: „Tylko wtedy, kiedy nikt z najmniejszych nie będzie się musiał lękać naszej demokracji, my nie będziemy się musieli lękać o kształt naszej demokracji. To jedyny dla niej niezawodny test prawdy”.
Oto więc serce prawdziwie antytotalitarnej demokracji – nienarodzony jest jej miarą.
Cytuje słowa Reagana, wielkiego autorytetu polityczno-moralnego tamtych lat, z 1988 r.: „Ja, Ronald Reagan, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, […] niniejszym proklamuję i deklaruję niezbywalne człowieczeństwo każdego Amerykanina, od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci, oraz proklamuję, decyduję i deklaruję, że zadbam o to, aby Konstytucja oraz prawa Stanów Zjednoczonych były wiernie egzekwowane dla ochrony amerykańskich nienarodzonych dzieci”. To było zaledwie 30 kilka lat temu. A jakże odległa to epoka…
John Senior, amerykański myśliciel, zwany „geniuszem nawrócenia kultury”, pisał tak: „Miłość jest aktem hojności, którego korzeniem jest generowanie [rodzenie – przyp. J.S.], ponieważ inteligentne życie jest największym dobrem w naturze. Chcemy mieć więcej dzieci, gdyż dobro jest rozproszone, a miłość wzrasta przez dawanie. Przyjdź, co będzie, przyjdź, co może, jakiekolwiek istnieje ryzyko, jest to ryzyko pewności, że życie ludzkie jest dobre”. Oraz: „Chrystus jest uwielbiany – przez pasterzy i Magów, najprostszych i najbardziej uczonych – jako Dziecko (…). To nie przypadek, że dekadencja zawsze prowadziła do nienawiści wobec dzieci; że Herod wyrżnął Niewiniątka”.