Fragment programu informacyjnego. Lech Wałęsa w pidżamie, otoczony wianuszkiem dziennikarzy, opowiada o swojej chorobie. Prosi ich o modlitwę w swojej intencji. Jedna z reporterek wypala: - Chyba nie jest jeszcze aż tak źle...
W końcu modlić się należy dopiero w sytuacji ekstremalnej. I koniecznie o coś, najlepiej dla siebie. Bezwzględnie w kościele, a już na pewno nie na ulicy, na oczach innych, bo można byłoby kogoś obrazić. Na co dzień można kręcić antyreligijne materiały, śmiać się z księży, atakować przestarzałą kościelną doktrynę. I obrażać się za to, że Bóg znów nie dał cukierka.
Na co dzień można też głosić poglądy radykalnie sprzeczne z katolicką optyką i świadomie wypaczać sens wypowiedzi hierarchów. Absolutnie nie wchodzić w bezpośrednią relację z Bogiem, wsłuchiwać się w jego głos – jeszcze mógłby nam coś przekazać. I jakoś nie mamy wątpliwości, że w trudnej chwili, kiedy w ostateczności chwycimy się za modlitwę, Bóg nam nie odpowie: "Chyba nie jest jeszcze aż tak źle…". Gdzie tu konsekwencja?
Stefan Sękowski