„Maryja wie najlepiej, co ma robić. Jestem całkowicie w Jej rękach. Totus Tuus”.
Minęła kolejna rocznica zamachu na Jana Pawła II. Wydarzenie to jest symbolem jego pontyfikatu, który wpisał się mocno w historię XX wieku. Wciąż jednak nie znamy całej prawdy na temat tego zajścia. Jakiś czas temu przeczytałem, że włoscy politycy ostrzegali Watykan o istniejącym zagrożeniu. Jest to bardzo prawdopodobne. W książce Jacka Tacika „Zamach” przytaczane są dowody na to, że zarówno wywiad francuski, jak i rumuński wiedziały o planowanej akcji. Po przeczytaniu tej książki nie można już twierdzić, że zamach był dziełem samotnego fanatyka religijnego. Istniał międzynarodowy spisek.
Najbardziej jednak zaskoczyła mnie rozmowa przeprowadzona przez dziennikarza z jezuitą ks. Kazimierzem Przydatkiem. Były dyrektor ośrodka dla pielgrzymów „Corda Cordi” zapytany o to, dlaczego podczas zamachu zachował taki spokój, odpowiedział: „Zamach został przepowiedziany. Musiało do niego dojść, dlatego nie panikowałem, tylko modliłem się w ciszy za Ojca Świętego”. Jak to zamach był przepowiedziany?
Otóż pewnego dnia przyjechało do ks. Przydatka dwóch kapłanów. Jeden z nich był wcześniej przełożonym ojca Pio w San Giovanni Rotondo. Poinformowali go, że pewna mistyczka, Elena, prosiła o przekazanie papieżowi ostrzeżenia: „Ojciec Święty jest w niebezpieczeństwie, powinien zmienić metodę witania się z pielgrzymami na placu Świętego Piotra przed audiencją”. Ksiądz powiedział, że może przekazać wiadomość, ale najpierw musi spotkać się z mistyczką. Mieszkała na południu Włoch. Była sparaliżowana, nosiła stygmaty męki Chrystusa. Ksiądz Przydatek, który studiował teologię ascetyczną i mistyczną, uwierzył w jej świadectwo. Przekazał ostrzeżenie papieżowi. Ojciec Święty odpowiedział mu: „Kaziu, przecież wiesz, że oddałem się Matce Najświętszej. Ona wie najlepiej, co ma robić. Nie będę się uciekał do ludzkich środków zapobiegawczych: nie chcę wzmożonej ochrony policji ani kamizelek kuloodpornych. Jestem całkowicie w Jej rękach. Totus Tuus”.