Film „Miało cię nie być” (Canal+) nie został przyjęty entuzjastycznie przez media. Owszem, pojawiły się cztery nominacje na festiwalu OFF Camera i nagroda dla Soni Szyc jako „wschodzącej gwiazdy”, ale oczekiwania były dużo większe.
W końcu chodziło o produkcję z gatunku „wszystko na sprzedaż”, czyli na ekranie Borys Szyc z córką, w fabule mocno zahaczającej o ich prywatne relacje, a to się dziś bardzo podoba. Tu spodobało się… średnio. Krytycy narzekali na dziwaczne dialogi, nietrafioną obsadę drugiego planu i fatalną dykcję głównej bohaterki, która rzeczywiście była naturalna… do bólu (tak niestety dziś mówią nastolatki). Ale chyba poszło o coś innego.
Już sam tytuł naruszał tabu. Poprawność nie pozwala dziś tak mówić o dylematach związanych z aborcją, a przecież o tym właśnie jest ten film. Siedemnastoletnia dziewczyna zachodzi w ciążę i… właściwie nie ma wątpliwości, co powinna zrobić. Chodzi tylko o „logistykę”, która oczywiście w Polsce nie jest łatwa. Nie chcąc ujawnić prawdy matce, z którą mieszka, i swojemu chłopakowi, udaje się do ojca, wiodącego osobne życie, a ten decyduje się jej pomóc w dokonaniu aborcji, co (na szczęście) niespecjalnie mu wychodzi. Dostajemy kino drogi, spotkania z mało ciekawymi postaciami, które paradoksalnie zbliżają do siebie ojca i córkę. „Gazecie Wyborczej” najmniej spodobała się nawiedzona feministka (grana przez Magdalenę Cielecką), która wygłasza z ekranu dziwnie znajome teksty, w rodzaju: „każda kobieta powinna mieć aborcję, bo to uwalniające doświadczenie”, „racjonalnie jest nie mieć dzieci” albo „system społeczny będzie chciał cię wpędzić w poczucie winy”, po czym… zostawia dziewczynę samą z jej problemem. U Barei był „wujek dobra rada”, tu mamy specyficzne „ciocie” w roli przewodniczek po kłopotach. Kluczowa w filmie jest tak naprawdę bolesna, szczera (nawiązująca do tytułu) rozmowa odbudowująca… a może dopiero tworząca prawdziwą relację córki z ojcem. To on w końcu skłania bohaterkę, by wróciła do matki i porozmawiała z chłopakiem. Finał nie pasuje zatem do obowiązującej dziś narracji w stylu „moje ciało, mój wybór”.
To nie jest film oczywisty, jednoznaczny w swej wymowie. Oglądając go, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że dziecko, które jeszcze nie przyszło na świat, już dokonało swoistego cudu; odbudowało rodzinę, która była w rozsypce. A przy okazji zweryfikowało przyszłej matce (i może jej rówieśniczkom przed ekranem) obowiązkowy, oferowany przez nowoczesny świat zestaw poglądów na życie. Także to właśnie poczęte.
Piotr Legutko
dziennikarz, publicysta, wykładowca, absolwent filologii polskiej UJ. Kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa” i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Z „Gościem Niedzielnym” związany od początku XXI wieku. Opublikował m.in. „O dorastaniu czyli kod buntu”, „Jad medialny”, „Sztuka debaty”, „Jedyne takie muzeum”, książkowe wywiady z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem oraz „Mity IV władzy” i „Gra w media” (wspólnie z Dobrosławem Rodziewiczem). Wykładowca UP JP II oraz Akademii Ignatianum.