Polska ma przystąpić do europejskiej Żelaznej Kopuły. Czy ten projekt jest konkurencyjny wobec budowanego systemu krajowego?
Regularne rosyjskie ostrzały Ukrainy czy niedawny potężny irański ostrzał Izraela pokazują, że we współczesnej wojnie zagrożenie nadciąga najczęściej z nieba. Odkąd Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę w 2022 r., kilka razy zdarzyło się, że rakiety znalzały się w polskiej przestrzeni powietrznej, a raz na skutek jej uderzenia w Przewodowie zginęło dwóch polskich obywateli. To słusznie rodzi pytania o zdolności naszego państwa do obrony przed tego typu zagrożeniem. Będąca przez lata w całkowitej ruinie obrona przeciwlotnicza doczekała się wreszcie wielkiej modernizacji. Gdy ten kosztowny i długotrwały proces już trwał, w Berlinie powstał pomysł stworzenia międzynarodowej, europejskiej Żelaznej Kopuły, czyli systemu na wzór izraelskiego, który chroniłby zasoby unijnych państw, które przystąpiły wspólnie do jego realizacji. W 2022 r., gdy z tą inicjatywą wystąpiły Niemcy, Polska odmówiła, argumentując, że jesteśmy w trakcie budowy własnego, bardziej zaawansowanego systemu. Jednak niedawna deklaracja premiera Tuska pokazuje, że Polska jest zainteresowana dołączeniem do grona 19 krajów, które tworzą wspólny system. Co w takim razie z budowaną tak wielkim kosztem własną inwestycją? I czym różni się system krajowy od planowanego europejskiego? Przyjrzyjmy się bliżej obu rozwiązaniom.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Teister