Jako pedagog i absolwent resocjalizacji nie powinienem zalecać takich działań, ale inaczej nie mogę: Bądźmy dla naszych dzieci złodziejami czasu! – pisze prof. Błażej Kmieciak.
26.04.2024 14:02 GOSC.PL
Audycji tej słuchałem kilkanaście lat temu. Monika i Marcin Gajdowie opowiadali w niej o budowaniu prawidłowych relacji rodzinnych. W pewnym momencie ich znajomy ksiądz, biorący też udział w dyskusji, zadał pytanie. Powiedział mniej więcej tak: „Czy wiecie, kto potencjalnie byłby najbogatszym człowiekiem na świecie?”. Po chwili sam sobie odpowiedział: „Najbogatszy byłby sprzedawca czasu!”. Duchowny ten zwrócił uwagę, że będąc właścicielem czasu, posiadalibyśmy jednocześnie produkt, którego każdy chce, którego przecież ciągle nam brakuję.
Uwaga ta wraca do mnie, zwłaszcza wtedy, gdy zastanawiam się, czy „czasem nie marnuję czasu”, czy nie gubię chwil, odbierając je tym, których kocham. Całkiem słusznie kard. Stefan Wyszyński spostrzegł lata temu, że czas to przecież „nie jest pieniądz”. Prymas powiedział wprost: „Czas to miłość!”. W tym właśnie miejscu u części osób zrodzić się może naturalny oskarżyciel, który w duchu wyobraźni besztać nas będzie o to, że np. pracując dłużej, odbieramy naszym dzieciom cenne dla ich rozwoju wspólne minuty i godziny. Czy tak jest?
Kilka lat temu organizowałem konferencję dotyczącą praw dziecka. Wielka uniwersytecka impreza powiązana z kolejną rocznicą uchwalenia ONZ-owskiej konwencji dotyczącej właśnie dziecięcych praw. Jeden z wykładowców przedstawiał swoje badania na temat relacji, jaką ojcowie nawiązują z swoimi dziećmi. Zwrócił on uwagę na dwa elementy. Pierwszym było marnowanie czasu, którego im więcej posiadamy, tym paradoksalnie łatwiej możemy stracić, robiąc rzeczy w istocie bezsensowne. Drugi wniosek nieco mnie zaskoczył. Profesor wskazał na jakość czasu spędzanego przez ojców z dziećmi. Z badań, jakie przeprowadził, wynikało bowiem, że kilkanaście minut spędzonych dziennie przez ojca z synem/córką jest w stanie zrekompensować owemu dziecku czas, jaki spędziło osobno. Jest jednak pewien warunek, jaki należy spełnić. Czas musi być całkowicie poświęcony dziecku. Tylko tata i dziecko.
Zaskoczyło mnie to i nieco podważyło pewne założenia, jakie sam przez lata głosiłem. Na kursach przedmałżeńskich wiele razy z żoną opowiadaliśmy, że obecność w weekend nie jest w stanie „uzupełnić” braku, jaki przez cały tydzień doświadcza dziecko, nie widząc zapracowanego taty. Gdzie leży zatem prawda?
Kilka tygodni temu brałem udział w spotkaniu z Łukaszem Krasoniem, pełnomocnikiem rządu do spraw osób z niepełnosprawnością. Mężczyzna ten, jak sam podkreśla, nie ma możliwości samodzielnie funkcjonować, jego mięśnie niestety nie pracują prawidłowo i na co dzień korzysta z pomocy elektrycznie napędzanego wózka. Jest tatą przedszkolaka. Kiedyś odprowadzał go właśnie do przedszkola, a chłopiec szedł obok jadącego na wózku taty. Rozmawiali, podziwiali biedronkę. Krasoń w pewnym momencie zobaczył, że inni – pełnosprawni rodzice – albo biegli z dziećmi, wiedząc, że są już spóźnieni, albo rozmawiali przez telefon, ciągnąć swoje pociechy do przedszkola. Oni natomiast w ustalonym przez wózek tempie zwyczajnie rozmawiali. Być może zatem lata temu wykładowca ze wspomnianej konferencji słusznie podejrzewał, że nie ilość czasu z dzieckiem, ale jego jakość jest najważniejsza?
Czytaj też: Jeżeli ludzie płaczą, to może i Bogu łzy nie są obce?
Historia ta przypomniała mi się w trakcie słuchania podcastu prowadzonego przez terapeutów, Małgorzatę i Krzysztofa Nyczów. W jednym z odcinków dotyczących relacji tata-córka przewrotnie pytają: „O jakim ojcu możemy powiedzieć, że jest dobry?”. Dochodzą do wniosku, że odpowiedź wcale nie jest prosta. Uznają jednak po chwili dyskusji, że mowa tutaj o kimś, na kim dziecko może polegać, przy kim czuje się bezpiecznie. Temat bezpieczeństwa zatrzymuje mnie na wątkach, jakie znam z zawodowej pracy dotyczącej ochrony dzieci przed przemocą seksualną. Często myślimy, jaka jest najlepsza prewencja wystąpienia przestępstw pedofilnych. Okazuje się, że jest nią znajomość naszych dzieci. W książce „Rozmowy z pedofilem” skazany sprawca pyta swoją terapeutkę: „Czy znasz muzykę, jakiej słucha twoje dziecko?”. Odpowiedź na to pytanie ma silnie diagnostyczny charakter. Bycie bowiem częścią ich świata, wiedza o zainteresowaniach, konkretna i świadoma obecność przy nich powoduje, że stajemy się potencjalnie tymi osobami, do których przyjdą nie tylko pochwalić się swoim sukcesem, ale także tym, w czym nawalili. Właśnie na wstydzie i zerwanych więziach z bliskimi najczęściej żerują sprawcy.
I na koniec nieco bardziej optymistycznie. Moja średnia córka namówiła mnie jakiś czas temu do oglądania filmów z serii Avengers. Długo się broniłem, ale szczęśliwie uległem cudnym naciskom. W jednej z części tej produkcji Marvela członkowie supergrupy muszą się schować w kryjówce, która okazuje się domem rodzinnym jednego z nich – Clinta Bartona. Okazuje się, że w domu tym czeka na niego żona, będąca w ciąży oraz dwójka jego dzieci. Widzimy, że wszyscy herosi dyskutują o tym, jak rozwiązać bardzo trudną sytuację, w jakiej się znaleźli. Kamera nagle pokazuje Clinta, jak spokojnie siedzi ze swoimi dziećmi i z nimi rysuje przy stole. Jest z nimi, tylko z nimi... prawdziwy bohater.
Zdjęcie ilustracyjne. Unsplash
Błażej Kmieciak