Tylko niech mnie pan nie opisze jak jakiegoś bohatera. Jestem tchórzliwy, od dziecka mam wielką wyobraźnię bólu. I tylko się przełamuję – mówi wesoło Adam Macedoński.
Za młodu ze strachu modliłem się, żeby umrzeć, kiedy zaczną mi wbijać igły pod paznokcie. Ale nie wbijali. Miałem inne kłopoty – śmieje się. W środę Adam Macedoński, właściciel niesamowitego życiorysu, odbierze od IPN nagrodę Kustosza Pamięci Narodowej. Znajomi mówią, że to Kmicic i Zagłoba w jednej osobie. Macedoński z odwagą występował przeciw komunizmowi i robił to bez przynudzania, zachowując dobry humor. – Po raz pierwszy zobaczyłam go w latach 70. XX wieku, kiedy prowadził głodówkę w kościele Arka Pana w Nowej Hucie. Był szalenie przystojny, miał na sobie czarny golf, wyglądał jak francuski arystokrata. W niczym nie przypominał nawiedzonych rewolucjonistów z rozwianymi brodami – wspomina Małgorzata Kotarba z Krakowa, wtedy działaczka Studenckiego Komitetu Solidarności. Adam, starszy od studentów z SKS-u o pokolenie, był dla nich autorytetem. – Do tego jest świetnym grafikiem. Kiedy w dzieciństwie podziwiałam jego rysunki w „Przekroju”, myślałam, że „Macedoński” to jakiś pseudonim, że nikt nie może się tak nazywać – śmieje się.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak