Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie wykazało, że Rosja używa tajemniczej broni przeciwko amerykańskim dyplomatom i urzędnikom. Tyle tylko, że nikt nie wie jak ani kiedy.
To brzmi jak jakaś teoria spiskowa. I to taka, w której są wszystkie elementy gwarantujące jej szybkie rozchodzenie się w sieci. Są ci źli (Rosjanie) i ci dobrzy (Amerykanie). Jest tajemnicza choroba i jest tajemnicza broń. Tylko czy to wszystko się z sobą łączy? W „Gościu” kilka lat temu pisałem o syndromie hawańskim (od Hawany, stolicy Kuby). Amerykańscy dyplomaci, urzędnicy i oficerowie wywiadu w wielu miejscach na świecie od wielu lat skarżyli się na bardzo dziwne i pojawiające się dość nagle dolegliwości. Mówili o trudnych do zniesienia dźwiękach, które miały być bardzo wysokie, wręcz na granicy słyszalności. Skarżyli się na okropny ból głowy, bolesny szum w uszach, bezsenność, zawroty głowy, wymioty, utratę koncentracji, a nawet przytomności. Te wszystkie przykre rzeczy zdarzały się zwykle pojedynczym osobom, a nie np. wszystkim pracownikom w biurze czy budynku. W niektórych przypadkach sprawy zachodziły bardzo daleko, do uszkodzenia mózgu zaatakowanej osoby włącznie. Pierwsze takie przypadki miały miejsce w 2016 roku i obejmowały Niemcy, Chiny, Austrię, Gruzję, Francję, Polskę, a nawet – i dotyczy to wysokiej rangi urzędnika Pentagonu – szczytu NATO w Wilnie na Litwie. Najwięcej takich ataków miało jednak miejsce w Hawanie (stąd nazwa „syndrom hawański”). Wszystkie ofiary łączyły dwie rzeczy. Pierwsze, że były Amerykanami, druga, że zawodowo zajmowały się Rosją. Choć sprawa dotyczyła kilkudziesięciu osób, USA zawsze twierdziły, że nie ma mowy o żadnym ataku, żadnej broni. Równocześnie jednak – po cichu – ofiarom wypłacały odszkodowania za rany i uszczerbki na zdrowiu odniesione na służbie. Gdy się nie wie, kto atakuje, czasami lepiej twierdzić, że pada deszcz, niż przyznać się do słabości. Szczególnie gdy się jest mocarstwem.
Tymczasem okazuje się, że Amerykanie rzeczywiście są (jakoś) atakowani. Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie ujawniło nawet, że odpowiedzialna za te ataki jest rosyjska jednostka o numerze 29155, wchodząca w skład GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego. Ta jednostka specjalizuje się w akcjach sabotażowych i w zabójstwach, w tym wielu głośnych w ostatnich latach przypadkach otrucia wrogów Putina. Śledztwo podaje szereg dowodów świadczących o tym, że jej żołnierze używają broni „o energii skierowanej” przeciwko konkretnym amerykańskim obywatelom. Śledztwo nie wyjaśnia jednak, czym ta broń jest i jak działa. Zakładam, że Amerykanie znają odpowiedź na to pytanie. I my pewnie też kiedyś poznamy. Póki co pozostaje nam snucie… teorii spiskowych.
Tomasz Rożek