Rynek nieruchomości załamał się, gdy wybuchł kryzys w 2008 roku; ceny domów nadal spadają, a to spowalnia amerykańską gospodarkę. Nadchodzą ciężkie czasy - pisze w piątek magazyn "Foreign Affairs" na swoich stronach internetowych.
Rynek nieruchomości przeżywa swój najtrudniejszy okres w powojennej historii USA. Trzy skutki spadających cen nieruchomości blokują ożywienie w amerykańskiej gospodarce - pisze "Foreign Affairs", komentując najnowsze dane z rynku nieruchomości i pracy.
Coraz więcej osób nie jest w stanie spłacić swoich kredytów hipotecznych - nikt nie chce kupić ich domów za ceny porównywalne do tych, które wyłożyli obecni właściciele.
Niewypłacalność kredytobiorców szkodzi bankom; ich rachunek strat i zysków zmusza je do ograniczania pożyczek udzielanych nowym przedsiębiorstwom.
Impas w nieruchomościach ogranicza też mobilność ludzi szukających pracy, ponieważ rodzina, której wartość domu spadła dramatycznie, nie będzie skłonna zrealizować tej straty sprzedając dom "na pniu", po to by wyjechać i szukać zatrudnienia.
Szczególnie zaś ważne jest to - pisze "Foreign Affairs", że spadek wartości domów sprawił, iż amerykańskie rodziny czują się biedniejsze i ograniczają w związku z tym wydatki. Spada konsumpcja.
Po wszystkich powojennych kryzysach gospodarczych objawy ożywienia zachęcały Amerykanów do robienia zakupów i to właśnie zaufanie konsumentów było paliwem napędzającym po-kryzysowe gospodarki - przypomina "Foreign Affairs" - Dzięki rosnącej konsumpcji rosły zyski przedsiębiorstw i mnożyły się miejsca pracy.
Wyjątkowo pesymistyczne dane na temat kondycji amerykańskiej gospodarki, jakie opublikowano na początku czerwca tłumaczą też inne względy: trzęsienie ziemi i widmo katastrofy nuklearnej w Japonii, które przerwały łańcuch dostaw, spowodowały spowolnienie produkcji i spadek zatrudnienia.
Gwałtowny wzrost cen paliw skłonił Amerykanów do jeszcze bardziej radykalnego ograniczenia wydatków, co uderzyło w sektor turystyczny i rozrywkowy, gdzie znowu zaczęto zwalniać pracowników.
Stopa bezrobocia w USA w maju wyniosła 9,1 proc., wobec 9,0 proc. w kwietniu - podał w piątek Departament Pracy. Analitycy ankietowani przez agencję Bloomberg spodziewali się w kwietniu stopy bezrobocia w USA na poziomie 8,9 proc. W maju mocno spadła również aktywność przemysłowa w USA.
Ekonomiści oceniają, że słabe piątkowe dane z rynku w pracy wskazują na spowolnienie ożywienia gospodarczego w Stanach Zjednoczonych. Okres słabości powinien mieć jednak tylko tymczasowy charakter - pisze Bloomberg.
A w szerszej perspektywie - zwraca uwagę "Foreign Affairs" - trzeba wziąć pod uwagę, że próby ograniczenia wydatków państwa, przy jednoczesnej presji na zwiększenie konsumpcji amerykańskich gospodarstw i przy niskich cenach nieruchomości grożą nadejściem ciężkich czasów. Opublikowane niedawno złe raporty na temat rynku pracy w USA mogą nie być ostatnie - ostrzega "Foreign Affairs".