Reżyser takich perełek, jak „Paryż, Teksas”, „Amerykański przyjaciel” nakręcił najlepszy od lat film. Nominowany do Oscara „Perfect Days” pokazuje nie tylko, że 78-letni Wim Wenders nadal potrafi przenikliwie opowiadać o samotnikach, ale że sam też przeszedł ciekawą drogę duchową.
Cóż, chodzi w końcu o reżysera „Nieba nad Berlinem”, który nadal opowiada o aniołach. Tym razem aniołem jest pewien Japończyk, czyszczący publiczne toalety…
„Perfect Days” jest pierwszym japońskim filmem reżyserowanym przez filmowca spoza kraju kwitnącej wiśni, który został zgłoszony przez Japonię do oscarowej walki. Opłaciło się, choć ostatecznie film przegrał Oscara w kategorii film międzynarodowy ze „Strefą Interesów” Jonathana Glazera. Może się to wydawać zdumiewające, ale była to pierwsze nominacja do Oscara za fabularny film w karierze Wendersa, który wcześniej nominacje dostawał za swoje dokumenty („Buena Vista Social Club”, „Pina” i „Sól ziemi”), a przecież to jego fabularne opowieści o samotnych ludziach żyjących w swoich odrębnych uniwersach, przeszły do klasyki kina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Łukasz Adamski