Wysiłki na rzecz dialogu są bardzo potrzebne. Ale myślę, że nie zawsze to, co nowe, jest lepsze od starego…
Domy Polskie w Jerozolimie – Stary Dom nieopodal bazyliki Grobu Pańskiego i Nowy Dom za murami Starego Miasta, w dzielnicy żydowskiej – znane są chyba wszystkim, którzy pielgrzymowali do Ziemi Świętej. Są to bowiem miejsca szczególne dla Polaków. Od niemal wieku z niezwykłą serdecznością i życzliwością przyjmują tu polskich pielgrzymów siostry elżbietanki. Natomiast dla wielu Żydów i Arabów oba domy są pierwszym (i najlepszym) wizerunkiem Polski, a prowadzące go siostry – ambasadorkami naszego kraju. Niebawem jednak, jak wieść niesie, siostry mają opuścić budynki, które zmienią swoją funkcję.
Warto więc przypomnieć, że Stary Dom z wielkim trudem – oddając własne pieniądze i zebrane fundusze – zakupił w 1908 roku ks. Marcin Pinciurek. Jego celem było danie schronienia biednym pielgrzymom z ziem polskich, których nie chciano przyjmować w tzw. narodowych hospicjach, czyli schroniskach dla przybyszy z określonych krajów. Ten cel nie zmienił się, gdy w 1925 roku ks. Pinciurek w testamencie zapisał dom narodowi polskiemu, a prawnym jego właścicielem uczynił prymasa Polski. W 1930 roku kard. August Hlond skierował do opieki nad pielgrzymami siostry elżbietanki z prowincji poznańskiej. Dzięki niezwykłej sile ducha, zaangażowaniu i ciężkiej pracy siostrom, z ich pierwszą przełożoną s. Innocentą Gierszewicz, udało się zaniedbaną posesję wyremontować i rozbudować. Kilka lat później elżbietanki zakupiły działkę pod budowę nowego, większego domu, który został otwarty w grudniu 1941 r. W jego powstaniu mieli także finansowy udział polscy uchodźcy wojenni – cywile i żołnierze z Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Od tej pory oba domy tworzyły w czasie wojny centrum życia polskich uchodźców w Palestynie, szczególnie, po wkroczeniu, w drodze z ZSRR na Zachód, żołnierzy gen. Andersa. Siostry wykazały męstwo także w czasie wojny arabskiej, w latach 1948–1949, gdy mimo zagrożenia życia nie pozwoliły na przejęcie Nowego Domu przez Państwo Izrael.
Od chwili zakupu pierwszej posesji przez ks. Pinciurka dla narodu polskiego zmieniło się wiele – jedynie konflikty i wojny w Ziemi Świętej nie ustają. Na pewno zmieniły się warunki życia w Polsce, a zatem i polscy pielgrzymi. Jednak nie można zapomnieć, że wciąż wielu z tych, którzy chcieliby choć raz pielgrzymować do ziemi Jezusa, nie stać na taki wydatek. Ponadto ważne jest, by każdy, kto przyjeżdża do Jerozolimy, mógł, o ile będzie miał takie pragnienie, spędzić czas w polskim, przyjaznym duchowo otoczeniu.
Nie tylko z tych powodów nie jestem pewna, czy – o ile jest to prawda – likwidacja polskich domów dla pielgrzymów i tworzenie w ich miejsce centrum dialogu jest dobrym pomysłem. Nie żeby dialog, także międzyreligijny, nie był ważny, przeciwnie – jego brak jest podstawą wszelkich konfliktów. Nie chodzi nawet o to, że takie miejsca dialogu w Ziemi Świętej już istnieją. Zastanawiam się natomiast, czy my jako naród albo jako Kościół w Polsce mamy w tej dziedzinie wiele do powiedzenia… Czy my na pewno mamy na inicjowanie takiego dialogu dobry plan, który sprawdził się w Polsce? Łatwo jest bowiem stworzyć jeszcze jedno miejsce dla elitarnych środowisk, które będą organizować nawet całkiem słuszne seminaria, konferencje, wydawać oświadczenia i publikacje – a nie będą miały żadnego przekładu na realne życie w wielokulturowym i wieloreligijnym środowisku. Polskie elżbietanki, które w Ziemi Świętej prowadzą jeszcze dwa inne domy, sierocińce dla dzieci na Górze Oliwnej (Home of Peace) oraz w Betlejem, opiekują się dziećmi muzułmańskimi i chrześcijańskimi (a po wojnie arabskiej także żydowskimi), dają najlepszy przykład tego, czym jest dialog w praktyce w tamtej rzeczywistości.
O tym, jak jest on trudny na najwyższych szczeblach, świadczy wydarzenie z 2000 r., gdy w czasie jubileuszowej pielgrzymki Jana Pawła II do Ziemi Świętej w Papieskim Instytucie Notre Dame udało się doprowadzić do spotkania międzyreligijnego z udziałem wielkiego rabina Izraela i przedstawiciela wielkiego muftiego Jerozolimy. Doszło między nimi do tak wielkiego spięcia, że na koniec symboliczne drzewko oliwne, zamiast trzech duchowych przywódców, sadził sam Jan Paweł II.
Wysiłki na rzecz dialogu są bardzo potrzebne. Ale myślę, że nie zawsze to, co nowe, jest lepsze od starego…