Nie jest tak, że nowenna sama w sobie nie ma już potencjału duszpasterskiego. To my przyczyniamy się do dewaluacji pięknych idei.
Przewodniczący Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda parę dni temu ogłosił Wielką Nowennę, mającą poprzedzać dwutysiąclecie odkupienia. Rozpoczną ją obchody tegorocznych Świąt Wielkanocnych, a jej celem ma być „odrodzenie duchowo-moralne i przygotowanie całego Kościoła w Polsce do tego wielkiego Jubileuszu”. Niestety poza zachętą, by duszpasterze podkreślali doniosłość ofiary Chrystusa, nie przedstawiono żadnego planu nowenny ani stawianych przed Kościołem w Polsce celów, które w trakcie jej trwania będą realizowane. Odnoszę wrażenie pośpiechu, który wynika ze spóźnienia – tak jakby nikt wcześniej nie rozeznawał, jak powinien wyglądać ten szczególny czas. Oczywiście siłą rzeczy każdy program duszpasterski będzie porównywany z Wielką Nowenną Tysiąclecia (1957–1966). Zapewne spotka się z krytyką, że jest to próba wykorzystywania od lat znanych „chwytów duszpasterskich”, które nie przynoszą oczekiwanego efektu we współczesnym świecie. I będzie to po części słuszna krytyka. Ale nie jest tak, że nowenna sama w sobie nie ma już potencjału duszpasterskiego. To my przyczyniamy się do dewaluacji pięknych idei.
Od kilku lat zastanawiam się, jaki powinien być program takiej nowenny. W moim pierwszym felietonie publikowanym na łamach „Gościa Niedzielnego” w 2020 roku cytowałem Jana Pawła II: „Program już istnieje: ten sam co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji. Jest on skupiony w istocie rzeczy wokół samego Chrystusa, którego mamy poznawać, kochać i naśladować, aby żyć w Nim życiem trynitarnym i z Nim przemieniać historię, aż osiągnie swą pełnię w niebiańskim Jeruzalem” (Novo millennio ineunte, 29). Dlatego jestem przekonany, że nadchodzące lata będą – tak czy inaczej – naszym wspólnotowym katechumenatem skupionym wokół krzyża, by w końcu zanurzyć się w odkupieńczej Krwi Chrystusa. Nasz ludzki program jest tylko dodatkiem. Przewodniczący episkopatu dał po prostu znak, że rozpoczął się proces, który dzieje się przede wszystkim na płaszczyźnie duchowej. Od każdego z nas indywidualnie zależy, czy się temu procesowi podda. Bóg będzie nas prowadził.