Wielki Piątek to dzień adoracji krzyża Jezusa. Nie sprawujemy tego dnia Eucharystii, dlatego że tą piątkową Eucharystią była wieczorna Msza Wielkiego Czwartku.
Liturgia Męki Pańskiej prowadzi nas na Golgotę. Słuchamy opisu męki naszego Zbawiciela, odsłaniamy uroczyście krzyż, składamy na nim pocałunek i jednoczymy się z Ukrzyżowanym w Komunii – spożywamy Ciało, które zostało za nas wydane, chleb konsekrowany na ołtarzu w Wielki Czwartek.
Pod krzyżem zabrakło apostołów, z wyjątkiem wrażliwego Jana. Jest Maryja, jest Maria Magdalena, są inne kobiety. Jeden z francuskich dominikanów, bł. Jan Józef Laste, miał wizję dotyczącą Maryi i Marii Magdaleny stojących u stóp Chrystusowego krzyża: pierwsza z nich była doskonałą niewinnością, druga – doskonałą skruchą. Wielcy grzesznicy mają zdolność stania się wielkimi świętymi. Kiedy Zbawiciel potrzebuje prawdziwych przyjaciół, nie może liczyć na letnich. Wyłącznie niewinni lub prawdziwie skruszeni potrafią zachować wierność do samego końca. Po otrzymaniu tej wizji dominikanin zaczął głosić rekolekcje dla kobiet w więzieniach i założył zgromadzenie, do którego wstępowały kobiety z kryminalną przeszłością po odbytej karze.
Wróćmy do Marii Magdaleny. W ikonografii chrześcijańskiej utrwalił się bardzo ekspresyjny obraz świętej pod krzyżem. Matka Jezusa stoi nieruchomo, a Magdalena przeciwnie. Ukazana jest bardzo często w dynamicznej postawie. Klęczy u stóp krzyża, tak jak klęczała niegdyś u stóp Mistrza, gdy nauczał. Przytula się do skrwawionej belki, tuż poniżej przebitych nóg Skazańca. Na niektórych wizerunkach widać nawet krople krwi, które spadają na głowę i włosy Marii. Jest w tym obrazie coś niezwykle wymownego. Jest to znakomity komentarz do wielkopiątkowej adoracji krzyża. Ta, która tak mocno ukochała Chrystusa i która sama doświadczyła zarówno ciemności grzechu, jak i mocy przebaczenia, trwa wiernie u stóp swojego Mistrza. Miłuje tak mocno, bo wiele jej przebaczono. Wie, czym jest miłosierdzie. Patrzy sercem, inaczej niż Piotr, któremu taki słaby Mesjasz nie mieścił się w głowie. Miłość nie domaga się wyjaśnień, ona po prostu kocha. Magdalena patrzy sercem. Czy można inaczej spoglądać na krzyż? Oczywiście. Tylko wtedy zobaczy się niewiele albo nic. Aby usłyszeć to, co mówi nam Ukrzyżowany o ludzkim losie, o życiu, o miłości, o grzechu i wreszcie o samym Bogu – trzeba zrobić to, co Magdalena. Chwycić mocno belkę krzyża, objąć, przytulić się, ucałować. Przylgnąć do tego najszlachetniejszego drzewa ze swoimi grzechami, z cierpieniem, z samotnością, z ciężarem powołania, z tym, co w nas wyje, krwawi, co tkwi w sercu jak zadra. Trzeba przyłożyć do tej skrwawionej belki całego siebie, ciało i duszę, rozum i uczucia. Cor ad cor loquitur – powtarzał św. John Newman. Serce mówi do serca. Moje skruszone, słabe serce i przebite serce Boga. Tylko w takim zwróceniu się ku Panu, ku Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu, może do nas cokolwiek dotrzeć z tej Prawdy i Miłości. Kiedy w Wielki Piątek będziemy adorować krzyż, niech się nam przypomni Magdalena przytulona do krzyża jak do ostatniej belki ratunku.