Trzy dni, które wstrząsnęły światem – piszemy o Triduum Paschalnym. A co działo się przez trzy dni poprzedzające ten czas?
Co wydarzyło się od chwili, gdy niosący w dłoniach palmowe gałęzie tłum wołał: „Hosanna!” i odczytywał starotestamentalne proroctwo o królu jadącym na osiołku, do wieczora, gdy rabbi Jeszua zaprosił swoich uczniów do sali na górze, by umyć im nogi i ukazać istotę Eucharystii? Jezus odliczał godziny. „Uczynił twarz swoją jak głaz”. Szedł w śmierć. To dlatego gesty i słowa Wielkiego Tygodnia można odczytywać jako rodzaj testamentu. Wedle Markowej narracji po wjeździe do Miasta Pokoju, od poniedziałku do środy, Jezus nauczał w świątyni, noce spędzając u przyjaciół w odległej o trzy kilometry Betanii.
W poniedziałek wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać z niej przekupniów. To ważna lekcja. Bóg – takie mam doświadczenie – jest jedyną bezinteresowną Osobą w salce, w której trwają spotkania naszej wspólnoty. Jedyną, która nie chce załatwiać żadnych interesów, z którą nie da się ubić targu, bo na każdy przejaw przekupstwa czy handlu reaguje alergicznie. Przekonali się o tym świątynni przekupnie. Ewangelia wspomina, że jedynym przedmiotem, który Jezus wykonał własnoręcznie, był… sporządzony ze sznurków bicz. Gwałtowna reakcja Chrystusa jest podpowiedzią, że modlitwa nie jest targiem czy walutą, którą płacę za łaskę. Jezus eksplodował, był wzburzony. „Zbliżała się pora Paschy żydowskiej” – czytamy. Zbliżało się wspomnienie dramatycznej nocy, podczas której anioł niszczyciel przechodził przez pogrążony w mroku Egipt, a jedynym argumentem, który Go zatrzymywał, była krew baranka. Tu Baranek, który zgładzi grzech świata, wszedł do świątyni i zastał w niej handlarzy. Uzasadniając swe postępowanie, połączył proroctwa Izajasza i Jeremiasza: „Mój dom ma być domem modlitwy, lecz wy uczyniliście go jaskinią zbójców”.
W Wielki Wtorek Jezus prowadził gwałtowne polemiki z uczonymi w Piśmie, którzy usłyszeli od Niego słynne „biada!”, a widząc miasto, w którym miał zostać ukrzyżowany, zapłakał: „Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta gromadzi pod skrzydła, a nie chcieliście”.
Przeklął również drzewo figowe i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ewangelista lojalnie nie zaznaczył: „a nie był to czas na figi” (Mk 11,13). Niedorzeczność? Jezus przeklął drzewo, które wedle praw rządzących przyrodą… nie miało prawa owocować. Czy był tak stęskniony, zdesperowany, oczekujący owoców? A może chciał swym uczniom po raz kolejny podpowiedzieć, że synowie Boży nie żyją „wedle praw rządzących tym światem”? W królestwie – czytamy w Apokalipsie – „drzewa wydają swój owoc każdego miesiąca”. Nieustannie owocują. Gdy kolejnego dnia uczniowie „ujrzeli figowiec uschły od korzeni, usłyszeli: »Miejcie wiarę w Boga!«” i opowieść o górze, która rzuca się w morze.
W środę na tajnej naradzie Sanhedryn postanowił: „Zabijmy Go!” i rozpoczęły się kulminacyjne chwile dramatu…
Marcin Jakimowicz Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyi jasno”.