Ten fragment Listu św. Pawła najprawdopodobniej jest wcześniejszym hymnem, który apostoł włączył w swój tekst.
1. Ten fragment Listu św. Pawła najprawdopodobniej jest wcześniejszym hymnem, który apostoł włączył w swój tekst. Nazywany jest hymnem o kenozie, czyli uniżeniu, ogołoceniu Chrystusa. Tekst dzieli się na dwie części. Pierwsza wyraża ruch „w dół”, czyli zejście Syna Bożego do człowieka, aż po ludzkie cierpienie, śmierć i grób. Druga część to wywyższenie, ruch „w górę” – odpowiedź Boga Ojca na pokorę i posłuszeństwo Syna, chwalebne powstanie Chrystusa z martwych, zasiadanie po prawicy Ojca. Oto istota Bożej miłości miłosiernej, to „dwutakt”, czyli najpierw pochylenie się ku człowiekowi przez wcielenie i ludzką śmierć. Bóg okazuje się solidarny z każdym człowiekiem, z ludzkim życiem, losem, cierpieniem, samotnością, śmiercią. Schodzi ku nam ze swojej boskiej wysokości jak miłosierny samarytanin. A następnie leczy nasze rany, zalewa miłością i pociąga na poziom Boga. Zmartwychwstanie jest otwarciem drogi w górę, ku pełni człowieczeństwa po prawicy Ojca.
2. Działanie Syna Bożego nie jest tylko nadzwyczajną akcją miłości ratowania zagubionego człowieka. Nie jest to tylko dla naszego zbawienia. Kenoza Chrystusa odsłania coś z istoty Trójcy. Bóg jest miłością, a miłość z natury rzeczy wystawia się na ogołocenie, ponieważ miłość jest aktem dawania siebie. To właśnie czyni Jezus, Boży Syn. Daje siebie nam i Ojcu. Dać siebie znaczy stać się ubogim, nagim, bezbronnym. Stać się sługą. Zejść na poziom obdarowanego, zaprzeć się samego siebie. Być gotowym cierpieć z powodu miłości, dać się zabić dla umiłowanego. „Ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa nie jest zatem sprzecznością wobec natury Boga, ale jakby jej manifestacją w tym świecie”. Niezwykłe zdanie Benedykta XVI, które wprowadza do adoracji krzyża, do zadziwienia się Bogiem, który miłuje w tak niezwykły sposób.
3. Krzyż Jezusa jest zaproszeniem. „Jeśli kto chce… niech Mnie naśladuje”. Wszelkie służby, funkcje, zadania w Kościele powinny być naśladowaniem pokory i posłuszeństwa Chrystusa Sługi. Różnie z tym bywa. Czy nie jest tak, że warunkiem głębokiego, trwałego wejścia w służbę (diakonię) w Kościele jest przeżycie duchowego wstrząsu podobnego do tego, który był udziałem Piotra? On chciał być sługą Jezusa, ale na swoich warunkach. Nie rozumiał umywania nóg, czuł się silny, waleczny, zwycięski, z mieczem w ręku. A chwilę potem mówił: „Nie znam Go”, zawstydzony, że jest na służbie u tak słabego Mistrza. Piotr miał rację – nie znał Jezusa takim, jaki objawił się w Wielki Piątek. Ogołocenie Zbawiciela wywołało u apostoła sprzeciw pychy, która nawet w służbie szuka swojej chwały. Dopiero spojrzenie w cierpiące oblicze Mistrza uzdrowiło rybaka. Zapłakał jak dziecko, które zawiodło rodziców. Bezradny, bezbronny, ogołocony. Wtedy był gotowy, by stać się naśladowcą Jezusa, sługą miłości dającej siebie do końca. Do diakonii w Kościele trzeba dojrzewać. Mogę służyć innym, mogę naśladować miłosierdzie Boga, gdy uznam wpierw swoją nędzę, kiedy, spoglądając w oczy ogołoconego Pana, przyjmę Jego miłość, Jego przebaczenie. Wtedy jestem gotów dać siebie jak On.