Jezus odsłania logikę swego działania: „Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.
Jezus odsłania logikę swego działania: „Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”. Czyni to w kontekście informacji, iż Grecy, czyli poganie, szukają Go i pragną Go zobaczyć. Jezus wie, że nie chodzi o zwykłą ciekawość. Odczytuje w tym sygnał z góry: „Nadeszła godzina”. Tajemnica Syna Bożego musi się odsłonić. I to w kontekście największego wroga ludzkości – śmierci. Człowiek nie jest w stanie pokonać śmierci. Śmierć nadal pozostaje wyzwaniem postawionym przed naszą ponowoczesną cywilizacją. Człowiek jako jedyne ze wszystkich stworzeń wie, że musi umrzeć. Jednak – choć wiemy, że musimy umrzeć – wciąż żywimy nadzieję, że będziemy w stanie rzucić wyzwanie śmiertelności. Dla nas, wierzących w zmartwychwstanie Chrystusa, śmierć już jest pokonana. Ona stała się wręcz bramą do życia wiecznego. Na tym polega szczególna moc Chrystusowej Paschy – wyposaża nas w szczególną moc świadomego przyjmowania umierania jako sposobu obdarzania życiem innych. Jak w metaforze ziarna rzuconego w glebę.
Nigdy nie zapomnę ostatniego spotkania Jana Pawła II z młodzieżą w Bernie. Papież był już bardzo schorowany, wypowiadał słowa z trudnością. W pewnej chwili powiedział: „Ja też kiedyś miałem dwadzieścia lat”. I opowiedział im, jak Bóg zostawiał mu znaki swego działania i jak go prowadził przez życie oraz posługę dla dobra Kościoła, jak odkrył powołanie. Zakończył niezapomnianym stwierdzeniem: „Jak cudowną rzeczą jest móc wypalić się, skonsumować do końca z miłości do innych”. Jak paschalna świeca, która daje światło i ciepło innym za cenę powolnego wyniszczania się.
Przed pandemią do naszej parafii trafił, zakupiony w holenderskim sklepie z dewocjonaliami, relikwiarz św. Jana Gabriela Perboyre’a. Okazało się, że to męczennik z Wuhan, chińskiego miasta, z którego „uciekł” zabójczy koronawirus. Jan Gabriel Perboyre miał 35 lat, gdy został zdradzony przez jednego ze swych katechumenów i poddany nieludzkim torturom. Na pytanie: „Czy jesteś wyznawcą Chrystusa?”, odpowiadał: „Tak, jestem chrześcijaninem i kocham bezgranicznie naszego Pana”. Za każdym razem był potwornie bity. Jan Gabriel został ukrzyżowany, płacząc z miłości do Jezusa. Matka na wieść o jego śmierci powiedziała: „Czy mogę się skarżyć? We wszystkich listach z Chin zapewniał mnie, że pragnie męczeństwa i że jest na nie przygotowany. Czy mogę teraz skarżyć się, że Bóg przyjął ofiarę mojego syna? Nie mogłabym powiedzieć, że kocham syna, gdybym narzekała na to, że Bóg spełnił jego najgorętsze pragnienie”. Ojciec Dolindo, pod wpływem św. Gabriela, dwukrotnie podejmował próbę wyjazdu do Chin. Chciał umierać z miłości do Chrystusa jak jego zakonny współbrat. Usłyszał w odpowiedzi: „Twoja misja jest tu, w Neapolu. Tutaj staniesz się Jezusowym męczennikiem”. I rzeczywiście, przez całe swe kapłańskie życie pozostał opuszczony, pod lawiną procesów, kłamstw, oszczerstw i szyderstw. „Nigdy się nie broniłem” – pisał w testamencie. „Pragnąłem ze wszystkich sił cierpienia i ofiary oraz dziękowałem Bogu za wszystkie te przeciwności, ufając jedynie Jemu”. Tak spełnia się w praktyce logika ziarna rzuconego w glebę. Dziś wydaje wiele owoców.
ka. Robert Skrzypczak