W podsumowaniach części podróży prezydenta USA Baracka Obamy do Europy poprzedzającej wizytę w Polsce ocenia się, że osiągnęła ona cele, które sobie stawiał, chociaż szczyt G8 komentowany jest sceptycznie, jako anachronizm w obecnym układzie sił na świecie.
Niektórzy eksperci uważają, że wizyta Obamy w Wielkiej Brytanii i na szczycie G8 we Francji była jego sukcesem i umocniła więzi transatlantyckie.
"Ten tydzień był bardzo udany dla prezydenta. Biały Dom osiągnął to, co chciał osiągnąć, czyli przekazać mocne przesłanie do Europy, że jest ona cenionym partnerem w rozwiązywaniu globalnych problemów. Przemówienie prezydenta w Westminster Hall w Londynie było jasną odpowiedzią tym, którzy sugerują, że Zachód przeżywa zmierzch i że partnerstwo transatlantyckie nie jest już niezbędne, aby radzić sobie z ważnymi zagadnieniami" - powiedziała PAP Heather Conley z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie.
"Szczyt G-8 był oczywiście kontynuacją wątków omawianych na spotkaniach Obamy w Londynie, tzn. kwestii polityki w sprawie Libii i innych krajów arabskich" - dodała Conley.
Ekspertka CSIS przyznała jednak, że w gronie państw zachodnich istnieją poważne rozbieżności utrudniające sformułowanie wspólnej polityki wobec "arabskiej wiosny".
"To prawda, jedne kraje uznają rząd rebeliantów Libii, inne nie. Nie wszystkie też chcą dostarczyć swoje siły do operacji NATO" - powiedziała.
W relacjach o szczycie w Deauville media w USA podkreślają uzgodnienie wielomiliardowej pomocy ekonomicznej dla Egiptu i Tunezji, która ma wzmocnić nowe rządy, utworzone tam w wyniku rewolucji.
Pakiet pomocy w wysokości około 40 miliardów dolarów (z pomocą z MFW i Banku Światowego włącznie) Conley porównała do Planu Marshalla - pomocy amerykańskiej dla zniszczonej po II wojnie światowej Europy Zachodniej.
Piątkowy "Washington Post" pisze, że administracja USA niepokoi się, iż trudności gospodarcze tych krajów mogą pogrążyć ideę demokracji w oczach arabskich społeczeństw.
Telewizja amerykańska poświęciła niewiele miejsca spotkaniu na szczycie, a dwa najważniejsze dzienniki: "New York Times" i "Washington Post" korespondencje z niego zamieściły dopiero na dalszych stronach. W przeszłości szczyty G8 relacjonowano na czołówkach.
O wiele więcej mówi się i pisze w USA o problemach w stosunkach z Pakistanem, groźnym impasie w konflikcie izraelsko-palestyńskim, a nawet przymiarkach Republikanów do wyścigu do nominacji prezydenckiej w przyszłorocznych wyborach.
"Umówmy się: te szczyty są nudne" - pisze w komentarzu na stronie internetowej "New York Timesa" znana francuska dziennikarka Christine Ockrent.
Zwraca ona uwagę, że Rosja nie jest demokracją, więc nie należy się jej miejsce w klubie G8. Pisze też o wątpliwościach, "czy G8 jest jeszcze odpowiednią reprezentacją dzisiejszych światowych potęg".
Zdaniem Ishaana Tharoora, komentatora tygodnika "Time", nie ulega kwestii, że "szczyty G8 nie powinny się już więcej odbywać".
Skład tego klubu jest dziś anachronizmem - argumentuje autor - ponieważ nie ma w nim trzech wschodzących mocarstw ekonomicznych z grupy BRIC, czyli Brazylii, Chin i Indii.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ jo/ kar/