– Świeccy, zwyczajni, a niezwyczajni, mogą być najlepszym osobowym wzorem dla nas wszystkich – mówi kard. Grzegorz Ryś na zakończenie diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego sługi Bożej Stanisławy Leszczyńskiej.
Agata Puścikowska: Kończy się etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego sługi Bożej Stanisławy Leszczyńskiej – położnej, która w czasie II wojny światowej przyjmowała porody w Auschwitz-Birkenau. Kiedy Ksiądz Kardynał zetknął się z tą postacią?
Kard. Grzegorz Ryś: Wydaje mi się, że jeszcze w seminarium. W każdym razie dość dawno. I przyznam, że wówczas jej postać nie wywołała we mnie jakiegoś wstrząsu. Oczywiście zapamiętałem ją, bo nie sposób jej nie zapamiętać, ale nie uruchomiła mnie do jakiegoś szczególnego działania.
Nie ten czas?
Możliwe. Poza tym wówczas mieszkałem i pracowałem w Krakowie i w naturalny sposób bardziej skupiałem się na poznawaniu wielkich ludzi stamtąd, w tym kobiet – heroicznych postaci związanych z II wojną światową. Stanisławę Leszczyńską zacząłem poznawać, gdy zostałem metropolitą łódzkim – a ona pochodziła z Łodzi, przed wojną i po wojnie tutaj pracowała. I ręczę, że to postać wielka, którą warto rozpatrywać na wielu płaszczyznach. W Łodzi wśród kandydatów na ołtarze (na przykład księży męczenników z czasu II wojny światowej) mamy kilka osób świeckich, m.in. Wandę Malczewską czy właśnie Stanisławę Leszczyńską. A we mnie głęboko siedzi taka myśl: to świeccy, zwyczajni, a niezwyczajni, mogą być najlepszym osobowym wzorem dla nas wszystkich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.