Amerykański prezydent chce pokazać Europie, jak mu na niej zależy. W krajach, które odwiedza, chce dać się poznać, jako „swój chłop”. W Irlandii pił Guinessa, w Anglii cytował Szekspira. Na te i inne PR-owe sztuczki zwrócił uwagę w Radiowej Trójce amerykanista Tomasz Płudowski.
W Irlandii Barack Obama zawitał między innymi do wioski Moneygall. Z tej maleńkiej miejscowości pochodzi podobno jeden z jego przodków. Mówi się, że 1/36 krwi w żyłach Obamy pochodzi właśnie od niego. Trudno zatem spodziewać się, że w rzeczywistości irlandzka wioska wiele znaczy dla amerykańskiego prezydenta, zwłaszcza że ów przodek zmarł na długo przed narodzinami Baracka Obamy.
Tomasz Płudowski z Collegium Civitas w audycji „Trzy strony świata” przekonywał, że wizyta amerykańskiego prezydenta w Europie ma przede wszystkim poprawić jego wizerunek na Starym Kontynencie. Prezydent Obama chce pokazać Europejczykom, że wciąż są dla USA ważnym partnerem strategicznym. Chociaż rośnie rola gospodarcza Chin, to jednak Europa wciąż jest kulturowo bliższa Stanom Zjednoczonym – przekonywał Płudowski.
Jego zdaniem dla polskich władz podczas spotkania z Obamą najważniejsza powinna być kwestia gazu łupkowego. Trudno bowiem liczyć, że amerykański prezydent będzie skłonny zadeklarować jakiekolwiek ustępstwa w sprawie wiz dla Polaków.
Polskie Radio 3/jad