Ponieważ nie przyjęli święceń kapłańskich, są często traktowani jak „drugi garnitur”. A przecież ani św. Benedykt, ani św. Franciszek – założyciele potężnych zakonów – również nigdy ich nie przyjęli. Kim są bracia zakonni?
Ilu z tych, którzy pragną być trapistami, chce być księżmi? – zapytali o. Michała Zioło autorzy książki Po co światu mnich. „Niewielu” – odpowiedział. „Pierwsi mnisi egipscy nie byli księżmi. (…). W każdym środowisku eklezjalnym ktoś się musi zajmować administracją, ktoś musi jechać do Rzymu i pracować w przeróżnych komisjach dla dobra Kościoła powszechnego. To wszystko jest potrzebne, żeby ten sklep się nie rozpadł. Ale trafnie to nazwał papież Franciszek, mówiąc o biskupach z portów lotniczych: „Ciągle dokądś lecą, obradują i nad czymś radzą. I jeśli ktoś nie ma mocy, żeby odmówić, bo jak tu odmówić, jeśli proszą, by pełnił funkcję tłumacza, sekretarza czy ekonoma, to zostaje pożarty przez administrację. Musi jeździć, kontrolować, przemawiać, pisać konferencje, być aktywnym. Dlatego św. Benedykt nie był kapłanem, tylko diakonem. Nas to dziwi, ale stoi za tym głęboka mądrość, pokazująca, że każdy może być mnichem i żyć duchowością pustyni. Wszyscy jesteśmy tutaj równi. Podczas Mszy widać, kto nosi stułę, a kto nie, ale tylko po to, by zaznaczyć funkcję liturgiczną, która ma być służbą dla innych braci. To wcale nie znaczy, że jest się kimś lepszym. Ręka święcona czy nieświęcona przy grabieniu liści i szorowaniu toalet sprawuje się podobnie, nie widać różnicy. Myślę nawet, że najbardziej odpowiedzialne funkcje najczęściej sprawują bracia, którzy nie mają święceń”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz