To był moment niezapomniany: przyodziany w ludzką naturę, ludzkie ciało i zwykłe ubranie Jezus przemienił się na oczach wybranych uczniów.
To był moment niezapomniany: przyodziany w ludzką naturę, ludzkie ciało i zwykłe ubranie Jezus przemienił się na oczach wybranych uczniów. Nagle stanął przed nimi Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Uczniów ogarnęła bojaźń świetlista i wzniosła, uczucie niezwykłego szczęścia. Dziś nie potrzebujemy szukać odpowiedniego wierzchołka, by na nim rozbić trzy namioty, jak chciał Szymon Piotr. Te namioty odtąd możemy rozbić w sercu: jeden dla Boga Ojca, jeden dla Syna Bożego, jeden dla Ducha Świętego. To, co Jezus zrobił, precyzyjnie opisał ewangelista: „wziął ich [uczniów] z sobą”, „zaprowadził”, „na górę wysoką”, „tam się przemienił”. Każdy katechumen prowadzony do wód chrztu w Kościele pierwotnym domyśliłby się od razu, że chodzi o chrześcijańskie wtajemniczenie. „Wstępowanie na górę” jest efektem wcześniejszego zejścia na dno sadzawki chrzcielnej, na dno najgłębszej prawdy o samym sobie: Gnothi seauton – chrześcijaninie, poznaj samego siebie, a w ten sposób poznasz Chrystusa!
Życie chrześcijańskie nie jest wynikiem oddolnego pędu, lecz darem z góry. Nie jest rezultatem nieuniknionego procesu wstępowania człowieka, lecz miłosnego aktu zstąpienia Boga. Nasz świat potrzebuje ponownych narodzin. Porządek tego świata potrzebuje tchnienia nowego życia i nowego ducha, które może nam dać tylko Bóg. Ludzkość sama nie jest zdolna do ponownych narodzin. Może zostać przemieniona, ukształtowana i odkupiona dla wznioślejszych celów. W historii ludzkości istnieje bowiem Odkupiciel. Owszem, człowiek w każdej chwili może oszpecić się głupotą i złem, przyodziać się w grzechy, stać się obrzydliwym w oczach Boga i ludzi. Życie ludzkie doznaje wtedy przechyłu w dół, wpada w przepaść. Tymczasem Chrystus wiedzie nas w odwrotnym kierunku. Ku sadzawce chrzcielnej. Zbrudzeni grzechem uniżamy się, wyznajemy nasze winy, żałujemy i wyrzekamy się przyszłych upadków i odwrotów, aż w pewnej chwili zostaniemy wybieleni i rozświetleni łaską uświęcającą. Droga chrześcijanina staje się wiecznie trwałym przemienieniem: modląc się, wstępujemy w górę, wyrzekając się samych siebie, zostajemy oświetleni światłem Jego „powstania z martwych”, zdobywając się na uczynki miłości, przyoblekamy się w Boską dobroć.
Kluczowe jest to, aby zrozumieć, że życie chrześcijańskie polega nie tyle na tym, że to ja „zapraszam Jezusa do swojego życia” przez próbę jakiegoś zbliżenia się do Jego postępowania i mentalności, ile na tym, że to Jezus otwiera mi drzwi do swojego życia, dając mi prawdziwy udział w uczynkach i intencjach swojego serca. Potrzebuję Chrystusowej Paschy. Abp Fulton Sheen wyjaśniał: „Jak pszenica może zamienić się w chleb tylko pod warunkiem, że przejdzie przez Kalwarię młyna, i jak winogrona mogą się przemienić w wino tylko pod warunkiem, że przejdą przez Getsemani tłoczni, tak każdy z nas może stać się ofiarą odpowiednią dla Chrystusa tylko pod warunkiem, że dopuści się gwałtu na własnym egoizmie i ofiaruje samego siebie, aby Bóg go uświęcił”. Przemienimy ten świat, o ile rozpoczniemy przemianę od samych siebie. Świat jest zdezorientowany do tego stopnia, że nie pójdzie we wskazanym kierunku. Pójdzie natomiast za nami. Bez obaw: Jezus nas poprowadzi.
ks. Robert Skrzypczak