Interpelację w sprawie japońskich piesków shiba inu można by uznać za rodzaj wypadku przy pracy, gdyby nie to, że był to raczej wypadek na skutek unikania pracy, czyli – być może – lenistwa.
Przypomnę: na początku tego miesiąca 16 parlamentarzystów Polski 2050 podpisało interpelację w sprawie niemającej z rzeczywistością wspólnego… nic. Dotyczącej po prostu wymyślonego problemu, umiejętnie podrasowanego przez dziennikarzy, którzy postanowili sprawdzić, czy nasi posłowie poważnie podchodzą do swoich zajęć. Chodziło o pomoc pieskom, które miałyby chorować na zaćmę, a lek, który miałby im pomagać, nie został w Polsce dopuszczony do użytku. Reporterzy „Dziennika Gazety Prawnej”, którzy zorganizowali tę prowokację, podkreślili, że wybrali na jej potrzeby osoby związane z ochroną środowiska oraz prawami zwierząt. I gorzko konkludują, że wystarczy skrzynka e-mailowa, strona facebookowa oraz kreatywność, żeby przekonać współczesnego posła do złożenia interpelacji w sprawie absolutnie dowolnej. Bez oczywistych w tej sytuacji kolejnych etapów weryfikacji, sprawdzenia wiarygodności, a przede wszystkim – co jest ewidentne chyba dla każdego – potrzeby (konieczności?) jakiegokolwiek działania w tej sprawie. Osobiście uznaję to za typowy znak czasów: ktoś, kto jest stanowczo przekonany do wyznawanych przez siebie wartości (w kontrze do wielu innych, niepodzielających jego entuzjazmu), zapala się o wiele szybciej samym swoim entuzjazmem, przeżywanym rzecz jasna w imię dobra wspólnego, niż ktoś przekonany o wiele mniej. Trochę to trąci ideologią, w tym akurat kontekście nie mam wyrzutów sumienia, że piszę wprost, bo miłośnikiem przyrody, w tym zwierząt, jestem od zawsze. Użycie czasownika „zapalać się” uważam za całkowicie adekwatne, bo tego typu sytuacje doprowadzają ostatecznie do sporego podniesienia temperatury sporu, również ideologicznego, który gdzieś się u ich genezy znajduje. Nie mogę się opędzić od myśli, że to właśnie jest znak czasów. Nie tylko u nas, w Polsce. Po prostu: coraz szybciej rozpędzający się świat wymaga dotrzymania mu tempa, na skutek czego wielu, w tym i ci, którzy mają wpływ na losy innych przez podejmowane przez siebie decyzje, musi dokonywać wyborów, czym zająć się solidnie, a co potraktować po łebkach. Lub od razu zakopać do grobu z racji ideologicznego nieprzystawania do tychże czasów. Jakoś tak mnie smutek ogarnął wobec tego wszystkiego, zwłaszcza po przyjrzeniu się niektórym wykreślanym stanowczo z podstaw programowych zagadnieniom z naszej polskiej historii – albo i z listy lektur dziełom dotychczas obowiązkowym. Smutek i niezrozumienie, bo jak pojąć, w czymże te niektóre części „Pana Tadeusza” czy całe książki Sienkiewicza miałyby się przyłożyć do niewłaściwego formowania kolejnych pokoleń Polaków. Albo czemu wiedza o tym, co wydarzyło się w Katyniu, miałaby ponownie zostać uznana za niebezpieczną. Nie wszystko muszę rozumieć, ale życzyłbym sobie, żebyśmy przynajmniej nie tracili powagi. Urzędów, funkcji i odpowiedzialności. Niepoważnym ludziom naprawdę trudno zaufać.
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.