O poezji, która ocala tożsamość walczącego narodu, pszczołach pod Chersoniem i dzielnych wolontariuszkach z Buczy opowiada o. Piotr Lamprecht, augustianin i poeta.
Magdalena Dobrzyniak: „Gdy kiedyś będą pytać Ukraińców, gdzie są nasi poeci, będziemy mówić: »Nasi poeci zginęli na wojnie«”. To zdanie pojawiło się w przestrzeni publicznej, gdy Kijów żegnał niedawno swojego poległego poetę Maksyma Krawcowa. W czasie wojny muzy muszą zamilknąć?
O. Piotr Lamprecht OSA: Wręcz przeciwnie. Muzy pomagają przetrwać strach przed śmiercią. Ludzie boją się o swoje życie, opłakują zmarłych, niemal codziennie uciekają do schronów, gdy rozlegają się alarmy przeciwlotnicze, ale wciąż przychodzą na spotkania poetyckie, publikują i czytają. Jakby chcieli powiedzieć Rosjanom: wy do nas strzelacie, a my piszemy wiersze.
Ojciec doświadczył tego podczas swojego pobytu w Ukrainie?
Bardzo konkretnie. Gdy jechaliśmy z ukraińską poetką Julią Kamińską na spotkanie w Buczy, odezwały się syreny alarmowe. Bombardowanie. Miałem wybór: uciekać do schronu lub mimo wszystko spotkać się z czytelnikami. Postanowiliśmy jechać dalej. Na miejscu czekało na nas wiele osób. Przyszli jakby wbrew instynktowi samozachowawczemu. Czytaliśmy poezję mimo wyjących alarmów, lęku i poczucia zagrożenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Magdalena Dobrzyniak: