W piątek rano byli szczęśliwi. Mieli siebie, dom, rodzinę, wymarzone dziecko w drodze. W piątek wieczorem mieli nadal siebie, ale jakby dalej. Wtedy z pomocą przyszło hospicjum perinatalne.
Najpierw są dwie kreski na teście ciążowym i wielka radość. Zaczyna się planowanie życiowej zmiany, wybieranie imienia, zastanawianie się, gdzie ustawić łóżeczko. Wieczorami wpatrują się w rosnący brzuszek mamy i wyobrażają sobie, jak będzie potem, gdy maleństwo przyjdzie na świat. A później… Później jest ta jedna wizyta, kontrolne USG. Wchodzą na nią uśmiechnięci, szczęśliwi, że zobaczą na ekranie swojego maluszka. Lekarz przykłada głowicę aparatu i już po chwili po jego minie wiedzą, że dzieje się coś strasznego, najgorszego. Ciszę przeszywają słowa „wada letalna, bez szans na przeżycie”. I już wiedzą, że nie będzie żadnego potem. Jest tylko TERAZ. Wtedy zjawiają się oni – specjaliści z hospicjum perinatalnego, którzy biorą pod swe skrzydła całą rodzinę, aby przeprowadzić ją przez ten najtrudniejszy czas. A raczej – powinni się zjawiać. Bo ciągle zbyt mało rodzin, które otrzymują diagnozę śmiertelnej wady dziecka, dostaje informację o możliwości skorzystania z pomocy hospicjum perinatalnego, choć te działają dziś w każdym województwie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Huf