Obawiam się, że historia, jako jeden z obszarów starcia przeciwnych politycznych opcji, zostanie w programach szkolnych okrojona nie z tego, co obiektywnie słuszne i możliwe.
Oj, dzieje się. I to w każdej dziedzinie życia publicznego. Politykę pominę, choć do końca się nie da, gdyż wszystko, co w życiu społecznym się wydarza, mniej lub bardziej od niej zależy. Przykładem tego jest zapowiedź likwidacji pracy domowej dla uczniów klas I–III, a w klasach starszych ograniczenia jej zadawania – tylko dla chętnych uczniów, bez oceniania. Argumentów za tą decyzją i przeciw niej jest pewnie tak samo wiele. Zastanawiam się jednak, czy istnieje – i jaka, na ile istotna – korelacja między odrabianiem zadań domowych a umiejętnościami uczniów. Te ostatnie w zakresie czytania ze zrozumieniem, kompetencji matematycznych i przyrodniczych co trzy lata są badane u piętnastolatków w kilkudziesięciu krajach świata (badanie PISA). W 2022 roku polskie nastolatki wypadły w nich powyżej średniej światowej (badano uczniów w 81 krajach) i na poziomie porównywalnym z wieloma krajami UE, choć gorzej niż rówieśnicy z Azji – Singapuru, Tajwanu, Japonii, Korei Południowej, co akurat nie dziwi. Ciekawe, że Francja, gdzie pracę domową w szkołach podstawowych zniesiono już w 1956 roku, w badaniach PISA zajęła odległe miejsca, stąd zapowiedź zmian w tamtejszej oświacie, m.in. warunkiem ukończenia gimnazjum i przejścia do liceum ma być pozytywnie zdany egzamin, bo teraz nie jest to wymagane.
Nie chcę przez to powiedzieć, że praca domowa wpływa bezpośrednio na poziom wiedzy i umiejętności uczniów, ale że jest jakimś elementem dużo szerszej całości, czyli systemu edukacji w danym kraju. Zaś zmniejszanie wymagań, jak pokazuje przykład Francji, obniża też poziom ważnych umiejętności.
W kontekście zapowiedzi zmian w polskich szkołach mam szczerą nadzieję, że nowy minister nauki i szkolnictwa wyższego nie wpadnie na pomysł, by zakazać polecania studentom czytania lektur i wymagania, by pisali prace dłuższe niż esemes. Albo nie nakaże wykładowcom, by proponowali słuchaczom jedynie te lektury, które są dostępne w sieci lub w wydziałowej bibliotece, bo o takich pomysłach w jednej z uczelni już słyszałam. Nauczyciele narzekają na przeładowanie podstawy programowej, która zgodnie z zapowiedziami ma też być odchudzona, i to o ok. 20 procent. Jeżeli ten ruch miałby spowodować, że na przykład w nauczaniu bliskiej memu sercu historii mniej czasu poświęcano by starożytności, a więcej historii najnowszej, na którą bardzo często go brakuje, byłabym tych zmian wielką zwolenniczką. Obawiam się jednak, że historia, jako jeden z obszarów współczesnego starcia przeciwnych politycznych opcji, zostanie w programach szkolnych okrojona nie w tym, co obiektywnie słuszne i możliwe.
Cóż, dotychczas można było przynajmniej mieć nadzieję, że szkolne braki w dziedzinie historii uzupełnią filmy historyczne, których w ostatnich latach powstało naprawdę wiele. Myślę głównie o dostępnych dla szerokiego odbiorcy filmach fabularnych czy dokumentach fabularyzowanych, choć przyznaję, że tego ostatniego, mieszanego gatunku raczej nie lubię. Były też produkcje serialowe TVP, powiedzmy szczerze: bardzo różnej jakości, ale było i wiele dobrych filmów dokumentalnych, bardzo często traktujących właśnie o najnowszej historii Polski. W tej dziedzinie mieliśmy bowiem duże zaległości. Ich nadrobienie stało się możliwe dzięki określonej polityce historycznej państwa i dotacjom ze środków publicznych, w tym dedykowanych funduszy regionalnych. Było tego sporo. Nie chcę przez to powiedzieć, że filmy mogą zastąpić to, czego nie przekazano w toku edukacji, ale mogą dać przynajmniej jakąś orientację historyczną, rozumienie pewnych procesów historycznych i społecznych.
Czy tak będzie i teraz? Czy będą mogły powstawać filmy fabularne o wielkich postaciach polskiego Kościoła, świętych, jak choćby – to przykłady z ostatnich lat – o. Kolbe, prymas Wyszyński czy ks. Stanisław Brzóska, jeden z przywódców powstania 1863 roku. Może to być niestety trudniejsze, sądząc po zapowiedziach zmian w polityce państwa wobec Kościoła, a także po tym, jakie podmioty znalazły się na liście rozesłanej przez Ministerstwo Kultury do różnych instytucji z pytaniem, czy w ostatnich ośmiu latach otrzymały od nich dotacje. Dlatego odrabianie zadań w domu, niekoniecznie zadawanych przez szkołę i niekoniecznie tylko z historii, może stać się bardzo potrzebne, a nawet konieczne.!
Ewa K. Czaczkowska