Nauka nie potrafi odpowiedzieć na pytania o Boga, sens życia i przeznaczenie człowieka.
Albo traktuje je jako naiwne i nieistotne. Ale właśnie te pytania są najbardziej palące, to one sprawiają, że jesteśmy ludźmi i wyrażają odczuwany przez nas głód sensu. Żaden światowy sukces czy rozrywka, choćby najwspanialsze, nie są w stanie ich zagłuszyć. Mogą najwyżej sprawić, że wydadzą nam się mniej palące. Deprecjonowanie tych pytań i motywujących je pragnień jako spraw czysto prywatnych lekceważy odczuwaną przez nas wszystkich tęsknotę za „czymś więcej”. Odbiera nam radość. Potęguje samotność. Wzmacnia obawę przed tym, że nic nie znaczymy. Pozbawia ludzką wspólnotę serca, sprowadzając ją do zbioru rywalizujących pragnień, ograniczanych przez władze i zarządzanych przez ekspertów. Na koniec wywołuje wewnętrzny niepokój, który zarazem pobudza i wyczerpuje. Pacjent jest pogrążony w gorączce.
W wielu częściach świata niepokój o przyszłość przybiera rozmaite formy. Czai się wszędzie, niczym ukryty uskok tektoniczny pod powierzchnią życia. Stan rozgorączkowania wybucha co raz, tworząc kręgi ludzi ogarniętych epidemią narzucania innym swego ADHD, albo obszary wyczerpania i wypalenia depresyjnego: sprawy nie idą po mojej myśli. Zaraz się wścieknę. Zaraz termometr eksploduje. Jezus wziął za rękę teściową Szymona, podniósł ją, i gorączka zaraz ustąpiła. Kobieta odzyskała zdolność spokojnego, radosnego służenia innym. Odzyskała właściwy człowieczeństwu poziom kochania. Potrzebujemy tego uzdrawiającego dotknięcia Jezusa, by uzmysłowić sobie, że nie żyjemy samym tylko chlebem, ani wszystkimi dobrami, usługami, terapiami, lekami i materialistycznymi odpowiedziami, jakich dostarcza nam świat przetworzony na nasz obraz i podobieństwo, a o jakie zabijamy się od rana do nocy, powodowani amokiem gorączkowego aktywizmu.
Ten duch aktywizmu przenika nieraz sporą część organizmu Kościoła – nadpobudliwość skupiona na działaniu, wydarzeniach, projektach, obchodach, naradach, ankietach, dyskusjach. Joseph Ratzinger nazywał to zjawiskiem „chrześcijaństwa papierowego” – trzeba zorganizować kolejne gremium, podliczyć statystyki, zorganizować zbiórki pieniędzy, szkolenia i konferencje na temat konferencji z okazji rocznicy innych konferencji. Przybywają tony sprawozdań, biuletynów, skoroszytów, podsumowań, analiz, monografii, papier, papier, papier… Niszczy to wśród wiernych ducha kontemplacji oraz zgodę na spokojną, niemierzoną stoperem modlitwę. Tymczasem duch ludzki może prawdziwie dojrzeć i dorosnąć tylko przez kontemplację głębokich rzeczywistości Ducha Bożego. Sam Chrystus w Ewangelii daje nam przykład równowagi między kontemplacją a działaniem. Jezus często wymykał się z gorączkowej działalności, żeby zatonąć w sercu Ojca na modlitwie kontemplacyjnej. To Jego zanurzenie w Bogu z kolei ożywiało Jego owocną działalność. Istnieje dziś nagląca potrzeba odzyskania tego wymiaru kontemplacyjnego, jeśli ma się dokonać jakakolwiek prawdziwa odnowa Kościoła.
ks. Robert skrzypczak