Zdarzało się to nawet największym w historii Kościoła. Święta Teresa z Avila, Doktor Kościoła, wpadła w pułapkę rutyny i pobożności, która nie prowadziła jej ku głębszemu spotkaniu z Panem.
27.01.2024 23:24 GOSC.PL
Z Ewangelii wg św. Marka (Mk 1,21-28)
Zawsze gdy czytam dzisiejszy fragment Ewangelii, moją uwagę zwraca ten sam szczegół. Jesteśmy przyzwyczajeni raczej do Jezusa głoszącego Ewangelię, uzdrawiającego chorych i wyrzucającego złe duchy. W pamięci mamy pewnie scenę, która odbyła się w kraju Gezareńczyków, gdzie po wyjściu z łodzi Jezus napotkał opętanego mężczyznę, który wybiegł Mu naprzeciw z grobowców, w których mieszkał. Te sceny kojarzą się nam właśnie z takimi miejscami, ludźmi niezwiązanymi z wiarą, modlitwą czy pobożnością. Tymczasem tutaj widzimy Jezusa, który wchodzi do synagogi w Kafarnaum, do miejsca modlitwy, poświęconego Bogu. I to w takim miejscu spotyka człowieka opętanego przez ducha nieczystego. Czy to możliwe, że człowiek uczestniczący w praktykach religijnych będzie zniewolony przez złego ducha?
Ta scena stawia nam dzisiaj pytanie o głębię i prawdę w naszej pobożności: czy przez nią naprawdę dajemy Bogu dostęp i prawo do swojego życia, czy może traktujemy ją jako dodatek i praktykę, w której po prostu zostaliśmy wychowani? Przyznajmy: często wpadamy w pułapkę pustej pobożności. Zdarzało się to nawet największym w historii Kościoła. Święta Teresa z Avila wstąpiła do zakonu karmelitanek, będąc wzorem zaangażowania i gorliwości. Jednak, jak sama przyznała, wpadła w rutynę i dopiero po 17 latach w wieku 40 lat ponownie doświadczyła przebudzenia do gorliwego życia i zaczęła iść dalej w duchowej podróży. Święta, która jest nam dana za przykład i wyróżniona jako Doktor Kościoła, wpadła w pułapkę rutyny i pobożności, która nie prowadziła jej ku głębszemu spotkaniu z Panem.
Kilka ładnych lat temu, na początku swoich ewangelizacyjnych podróży, zaproszony przez pewnego proboszcza, pojechałem do jednej z wiejskich parafii, by poprowadzić spotkanie ewangelizacyjne. Proboszcz wierzył, że to pomoże młodzieży oraz jego parafianom zbliżyć się do Boga. Jak sam później przyznał, nie przypuszczał, że spotkanie zmieni jego własne kapłańskie życie. Ksiądz mieszkał już wiele lat w tej parafii, był zajęty pisaniem artykułów, studiowaniem książek, miał na swoim koncie doktorat i habilitację. Po kilku wspólnych modlitwach w jego kościele zdobył się na szczere wyznanie: powiedział, że mój przyjazd nie był potrzebny tylko jego parafii, ale przede wszystkim jemu samemu; przyznał, że praca naukowa pochłonęła go tak bardzo, że odprawianie Mszy stało się rutyną, nabożeństwa były koniecznością i od dawna nie modlił się nawet brewiarzem. Po naszej wspólnej modlitwie, jak twierdził, wszystko się zmieniło. Wróciła radość, miłość do Eucharystii i Słowa Bożego, a brewiarz stał się z powrotem częścią jego dnia. Prośmy Ducha Świętego o łaskę wiary i żywej pobożności, abyśmy nie wpadli w pułapkę pobożnych uczynków wykonywanych jedynie z rutyny.
Marcin Zieliński