W miasteczku Corato we włoskiej Apulii proboszcz ks. Vito Marinelli zmęczony wymówkami wiernych, że nie mogą przyjść na majowe, bo nie mają czasu, zaproponował nietypowe rozwiązanie: nabożeństwo majowe w nocy.
O trzeciej nad ranem budzi przez telefon ponad stu ochotników, zapraszając ich do modlitwy. Chętnych ciągle przybywa. Już sam fakt, że ktoś w środku nocy wstaje, by się modlić, ma na pewno wielką wartość: wartość poniesionego dla spraw Bożych wyrzeczenia. Ale jest jeszcze coś więcej: nietypowy pomysł proboszcza sprawił, że o nabożeństwie majowym mówi się dziś w całym miasteczku.
„To obudzenie sumień jest dla mnie jeszcze ważniejsze, niż budzenie w nocy” – twierdzi ks. Marinelli. W Polsce majowe należą do bardziej popularnych nabożeństw. Chętnie przychodzimy na nie do kościołów czy przed przydrożne kapliczki. Podobne inicjatywy nie są więc potrzebne. Wydaje się jednak, że są w naszym krajobrazie religijnym obszary, w których przebudzenie bardzo by się przydało.
Na przykład w kwestii godzin rozpoczynania nabożeństw w Wielkim Tygodniu, śpiewów podczas Mszy czy katechizacji dla dorosłych. Tak zwane względy duszpasterskie powodują nieraz zacieranie czytelności liturgicznych znaków, a stawianie jedynie minimalnych wymagań umacnia przekonanie, że Kościół jest tylko nietypową, bo świadczącą duchowe usługi firmą. Nie chodzi o to, żeby wydziwiać, ale żeby poruszyć. Żeby ziewanie było reakcją na duszpasterskie inicjatywy tylko wtedy, gdy przychodzi wstawać w środku nocy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny wiara.pl