Chrześcijaństwo musi być znakiem sprzeciwu, a jednocześnie powinno nieść ewangeliczną nowość.
Kiedy obserwuje się procesy zachodzące dziś w społeczeństwie, nie sposób nie zauważyć, że konserwatyzm jest mało skuteczny. Zapewne dzieje się tak dlatego, że w swej istocie polega on na zachowywaniu kultury, a nie na atrakcyjnej przemianie. Dużo łatwiej osiągnąć spektakularny sukces, głosząc idee rewolucyjne – wtedy efekt jest widoczny prawie natychmiastowo, co prowadzi do aktywnego poparcia ze strony społeczeństwa. Konserwatyzm potrzebuje długiego dystansu, na krótkich odcinkach łatwo ulega pokusie siły. Konserwatysta po prostu musi posiadać cnoty długomyślności i wytrwałości.
Wielką pokusą jest mniemanie, że jedno pokolenie będzie mogło dostrzec owoce swojej pracy. Kiedy czytałem książkę Roda Drehera, miałem wrażenie właśnie takiego rewolucyjnego pośpiechu w ramach konserwatywnego etosu. We wstępie do książki „Opcja Benedykta” pisał: „Poza kilkoma wyjątkami, konserwatywni politycy chrześcijańscy są tak nieskuteczni, jak imigranci – Biali Rosjanie, którzy »popijając herbatkę z samowara w paryskich salonach, spiskują, jak przywrócić monarchię w Rosji«. Można im dobrze życzyć, ale w duchu wiedzieć, że nie mają przed sobą żadnej przyszłości”. Oczywiście „Biali” nie tylko nie byli w stanie zwyciężyć rewolucji militarnie, ale przede wszystkim nie mieli żadnej szansy w obszarze kultury, gdyż marksizm stał się opium także dla intelektualistów wychowanych na zachodnich uniwersytetach. To właśnie kultura jest polem walki, na którym konserwatyzm przegrywa najbardziej. Jak ważna jest ta przegrana dla chrześcijan? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ trudno powiedzieć, że wszyscy konserwatyści walczą dziś o zbawienie świata. W tej wojnie kulturowej wydają się mieć różne, także niechrześcijańskie, cele.
Chrześcijaństwo musi być ponad tę wojnę kultur, co jednak nie oznacza, że ma być neutralne. Musi być znakiem sprzeciwu, a jednocześnie powinno nieść prawdziwie ewangeliczną nowość – i to bez oczekiwania na szybkie efekty. Ale z gotowością do złożenia ofiary.
o. Wojciech Surówka