Jak to możliwe, że wybitni poeci wychwalali w swoich wierszach Lenina, Stalina i partię, która „rozgarnia mrok”?
Kiedy nowa władza przejmuje media w sposób rażąco daleki od demokratycznych reguł, a minister, który za tym działaniem stoi, zawiaduje resortem kultury, trudno nie poczuć niepokoju. Myśl bowiem od razu biegnie do czasów słusznie minionych, gdy próbowano całą kulturą sterować odgórnie. Póki co nie jesteśmy na tym etapie, ale warto przypomnieć, że zmiany następujące w tej kwestii po II wojnie światowej też na początku nie wyglądały bardzo groźnie. Zaraz po wojnie w świecie literatury panowała jeszcze względna otwartość. Ukazywały się takie książki jak „Kamienie wołać będą” Hanny Malewskiej, „Rozdroże miłości” Jerzego Zawieyskiego czy „Popiół i diament” Jerzego Andrzejewskiego – powieść, oczywiście, zakłamana, ukazująca komunistów w korzystnym świetle, ale odnosząca się też do akowców z pewną dozą sympatii, co chwilę później nie byłoby już możliwe. Sam pisarz złożył zresztą wkrótce samokrytykę, odcinając się od dawnej twórczości, a tekst powieści zmieniał potem jeszcze wielokrotnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski