Główna myśl czytań III niedzieli zwykłej roku B? Powołanie.
To każdego chrześcijanina i to, które można nazwać wezwaniem do wypełnienia „misji specjalnej”. Tak jest zwłaszcza w historii Jonasza. Bóg wysyła go do pogańskiej Niniwy. Ma, grożąc zburzeniem miasta, wezwać mieszkańców do nawrócenia. I o dziwo, owi poganie potraktują słowa proroka na serio. Licząc na Boże zmiłowanie, zaczną pokutę. A Bóg, widząc ich postawę, ulituje się nad nimi.
O tym słyszymy w czytanym dziś fragmencie. Cała opowieść jest dużo barwniejsza. Wcześniej Jonasz usiłował uciekać przed Bogiem. Z powodu burzy zepchnięty ze statku w morskie odmęty i połknięty przez rybę, został po trzech dniach wyrzucony na brzeg. I dopiero wtedy, ponaglony przez Boga, zdecydował się wypełnić swoją misję. Sprawy potoczą się jednak inaczej, niż się spodziewał. Jonasz rozgniewa się więc na Boga za to, że miasto nie zostało zniszczone, bo Bóg się nad nim zlitował. Groźby proroka się nie spełniły. Pan Bóg nie obraża się na Jonasza, ale pomaga mu zrozumieć swoje postępowanie w historii z krzewem, który dawał mu cień za dnia, a w nocy nagle usechł. „Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął. A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą, wielkim miastem, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt?” – tłumaczy Pan Bóg Jonaszowi.
Opowieść ta pokazuje, jak pokrętne może być ludzkie myślenie. Bardziej niż na dobru bliźnich zależy nam nieraz na poczuciu bycia wielkimi i ważnymi. Historia ta ukazuje też piękny obraz Boga, który wcale nie chce karać ludzi, ale upominając, cierpliwie czeka na ich nawrócenie. I chętnie przebacza nawracającym się. Postępuje tak nie tylko wobec „swoich”, ale okazuje miłosierdzie również tym, którzy, jak niniwici, jeszcze Go nie poznali. To dla wszystkich, zwłaszcza tych, którzy w życiu pobłądzili, wielka nadzieja: Bóg naprawdę nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i miał życie (por. Ez 18,23).
Andrzej Macura