Niewiele jest rzeczy, które nastrajają mnie bardziej optymistycznie niż patrzenie w gwiazdy. I to mimo tego, że wielu bezmiar wszechświata bardziej przytłacza, niż cieszy.
Nie pomaga im pewnie też nieunikniona śmierć naszego Słońca. Zanim zgaśnie, bardzo zwiększy swoją objętość i spali naszą Ziemię. Przyznaję, że mało optymistyczny wydaje się także ten moment w historii wszechświata, kiedy zabraknie w nim wodoru, a gwiazdy jedna po drugiej będą gasły. Zapanują mrok i chłód. Gdyby się nad tym zastanowić, to chyba tylko niektórych pociesza fakt, że to wszystko, o czym mówię (choć w zasadzie piszę), nastąpi za wiele, wiele lat. Ale mimo tego wszystkiego, co – przyznaję – może być postrzegane jako mało optymistyczne, niewiele jest rzeczy, które nastrajają mnie bardziej optymistycznie niż patrzenie w gwiazdy. Myślę, że wśród wielu składowych jedna myśl na ten optymizm ma największy wpływ. Patrzę w gwiazdy i przypominam sobie, że jesteśmy dziećmi gwiazd. Nie tych, które dzisiaj świecą, ale tych, które świeciły w przeszłości.
W wyniku Wielkiego Wybuchu 14 miliardów lat temu powstał głównie, prawie tylko i wyłącznie, wodór. Do dzisiaj, gdy go znajdujemy, mamy „w ręku” najstarszy element naszego świata. Z tego pierwotnego wodoru po jakimś czasie ukształtowały się gwiazdy. Były wtedy i są dzisiaj ogromnymi kulami czystego wodoru. Są wielkie, nieporównywalnie większe od nawet największych planet, a z powodu ogromnego ciśnienia, jakie w nich panuje, oraz bardzo wysokiej temperatury w ich wnętrzach jądra wodoru łączą się w jądra pierwiastków cięższych. To właśnie ten proces (przez fizyków nazywany fuzją jądrową) jest źródłem energii gwiazd. Dzięki niemu one świecą, a my możemy żyć. Swoją drogą, myślę, że Ziemianie nie są jedynymi organizmami żywymi we wszechświecie.
Wodoru w gwieździe jest dużo, ale w którymś momencie i jego zaczyna brakować. Ale gwiazda nie zwalnia wtedy swojego życia, przeciwnie, pod pewnymi względami przyspiesza. Temperatura w jej środku wzrasta, a to pozwala na łączenie coraz cięższych pierwiastków w jeszcze cięższe. I tak ten proces przebiega do wyprodukowania żelaza. Nic cięższego nie może już w gwieździe powstać. Gwiazdy – te najcięższe – mogłyby skończyć jako kule żelaza, gdyby nie to, że konwulsje ostatnich etapów ich życia rozrywają je na drobny (atomowy) mak. Podczas tego rozrywania powstają pierwiastki jeszcze cięższe od żelaza.
Patrzę w gwiazdy, patrzę na układ okresowy pierwiastków i wiem, że to wszystko, co nas otacza, jest zbudowane z elementów, które kiedyś zostały wypalone, wykute we wnętrzach gwiazd. Ta zasada dotyczy także nas. Nie jesteśmy zbudowani z materii, która powstała na Ziemi, ani z tej, która powstała podczas Wielkiego Wybuchu. Jesteśmy zbudowani z elementów, które kiedyś były częścią historii, życia jakiejś gwiazdy. Nie, nie naszego Słońca, gwiazdy, która świeciła tutaj kiedyś, zanim powstał Układ Słoneczny. On – i my – powstał z gruzów świata, którego już dzisiaj nie ma.
Patrzę w gwiazdy i zastanawiam się, jaki był świat, z którego i ja powstałem. Jaki będzie ten, który powstanie na gruzach gwiazd, czy raczej z gruzów gwiazd, które dzisiaj widzę? Czy to wszystko nie jest fascynujące?
Życzę Państwu wszystkiego, co najlepsze, w nowym roku.
Tomasz Rożek