Chcemy błogosławić ludziom, którzy są na poplątanej drodze. Z punktu, w którym się znajdują, żadną dobrą wolą nie wypromieniujemy ich natychmiast w stan łaski. Wzywamy w tym błogosławieństwie Boga, żeby ich wzmocnił – mówi ks. dr Grzegorz Strzelczyk w rozmowie z Dominiką Szczawińską.
– Pytanie, które trzeba sobie postawić, jest takie, czy wolno w Kościele błogosławić grzeszników? W dokumencie jest potwierdzenie pewnej praktyki. Mianowicie, jeśli do konfesjonału przychodzi jakaś osoba i tam okazuje się, że nie możemy jej rozgrzeszyć – ze względu na to, że się nie nawraca dostatecznie, że jeszcze nie jest na tym etapie, że zerwała z grzechem – to nie udzielamy rozgrzeszenia, ale na końcu ją błogosławimy. Nie błogosławimy jej grzechowi – błogosławimy jej na jej życie. Bo chcemy, żeby Bóg jej towarzyszył – mówi ks. dr Grzegorz Strzelczyk.
Dogmatyk przypomina, że za wszelką cenę powinniśmy unikać uroczystego błogosławieństwie dla pary, które jest czymś na wzór błogosławieństwa małżeńskiego. Wtedy staje się ono quasi-sakramentalnym rytem, czego deklaracja zabrania.
– Dokument bardzo mocno podkreśla, że musimy rozróżniać pomiędzy błogosławieństwami, które są wewnątrz liturgii, są czymś w rodzaju oddania chwały Bożej i dziękczynienia za to, że dzieje się dobro, od błogosławieństw, dotyczących sytuacji, w których chcemy, żeby się działo dobro – wzmacniających, naprawczych itp. – przypomina teolog.
Kapłan przywołuje sytuacje z praktyki duszpasterskiej, gdzie takie błogosławieństwo było już stosowane.
Więcej w podcaście „Pytania o Kościół i wiarę”.
Zobacz więcej na temat dokumentu "Fiducia supplicans"
Dominika Szczawińska