W obozie wroga

Wyjścia są dwa: albo zwiewać, obawiając się wszechobecnych zagrożeń duchowych, albo śmiało wejść w tę przestrzeń z błogosławieństwem.

Wielokrotnie pisałem, że gdyby apostołowie tak chętnie jak nasi rodacy debatowali na forach o zagrożeniach duchowych, które mogą ich spotkać w kraju, w którym ludzie wierzą w Atenę wyskakującą z głowy Zeusa, nie wyszliby poza jerozolimski skansen im. „Jezusa z Nazaretu”. „Statek w porcie jest bezpieczny, ale nie po to buduje się statki”…

Bardzo dotknęła mnie opowieść o kandydacie na ołtarze o. Marianie Żelazku, który szedł z błogosławieństwem w miejsca, które wielu z nas opuściłoby w popłochu. 

– Pewnego dnia o. Marian przyprowadził mnie na plac przed świątynią boga Jagannath, która jest jednym z najświętszych miejsc hinduizmu – opowiadał Agnieszce Huf werbista Henryk Kałuża, postulator procesu beatyfikacyjnego o. Żelazka - W czasie świąt przybywa do niej nawet milion pielgrzymów! Zapytałem ojca Mariana, po co tam przyszliśmy? „A po co się przychodzi w święte miejsce? Zobacz, co ludzie robią!” - odpowiedział. Rozejrzałem się: wszyscy się modlili. Ale przecież to była hinduistyczna świątynia! Jak ja się tutaj mam modlić? „Jesteś księdzem, powinieneś wiedzieć, jak się masz modlić”, powiedział do mnie. „To jest dla nich święte miejsce, ty się módl, żeby ono kiedyś wypełniło się łaską odkupienia!”. Staliśmy na tym słońcu chyba z godzinę, modląc się do Chrystusa, do Przenajświętszej Trójcy, a ludzie obok nas modlili się do boga Jagannath. To była ich wiara, ich kultura, w której wzrastali, a naszą rolą było osłaniać ich miłością Bożą. Pan Bóg znajdzie sposób na dotknięcie ich serc! Ta modlitwa bardzo mnie odmieniła”.

Zanim Gedeon ruszył ze swą armią jak burza, Bóg zaprosił go do niezwykłego eksperymentu. Widząc, że się boi zaproponował, by poszedł pod osłoną nocy… do obozu wroga.  

„«Wstań, a idź do obozu, bo wydałem go w twoje ręce. Jeżeli się boisz iść sam, udaj się do obozu z twoim sługą, Purą. Usłyszysz, co oni mówią. Wzmocnią się potem twoje ręce i ruszysz na obóz». Zszedł więc on i sługa jego, Pura, aż do krańca przednich straży obozu. Madianici, Amalekici i cały lud ze wschodu leżeli w dolinie, zebrani tak licznie jak szarańcza. Wielbłądów ich było bez liku - jak piasku nad brzegiem morskim”.

Podczas tej wyprawy Gedeon podsłuchał rozmowę o snach. Okazało się, że wrogowie, których tak bardzo się obawiał drżą przed nim i wymawiają jego imię z przerażeniem. 
Często opowiadam o tym, że przed laty w czasie kryzysu zobaczyłem dokumentalny film „Father of Lights”, a jedna scena wywołała u mnie ciarki. To opowieść o szamanie, który siał grozę w południowych Indiach (rzucał na innych zaklęcia, a przerażeni ludzie szeptali, że prawdopodobnie składa ofiary z niemowląt). Chrześcijanin, który ruszył do niego na rozmowę przekraczając próg jego gospodarstwa na „dzień dobry” wypalił: „W imieniu Jezusa przejmuję twoją ziemię”. Szaman nie miał odwagi wyjść ze swej chaty, a kolejnego dnia spakował manatki. „W imieniu Jezusa przejmuję twoją ziemię”. Tak, bohater tego filmowego obrazu wiedział, co to znaczyć iść w imieniu Pana Panów i Króla Królów…
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz