Film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” wzbudził oburzenie, bo odważył się zaatakować główne tabu rewolucji francuskiej – mówi Vincent Mottez, scenarzysta i współreżyser filmu.
Edward Kabiesz: Czy powstanie w Wandei znalazło odzwierciedlenie w filmie fabularnym we Francji?
Vincent Mottez: Do chwili obecnej kino francuskie rzadko sięgało do tych wydarzeń. Było to zaskakujące, gdyż literatura francuska obszernie podejmowała ten temat, tworząc arcydzieła, które stały się już klasyką. Należy do nich m.in. „Rok 93” Hugo, „Szuanie” Balzaca czy „Biali i niebiescy” Dumasa. Wojna wandejska oferuje bardzo ciekawy materiał dramatyczny, barwne postacie historyczne i ekscytujące wydarzenia, które doskonale nadają się na filmowy scenariusz.
Rozmawiałem z kilkoma młodymi ludźmi, którzy ukończyli dobre licea we Francji i nie za bardzo orientowali się, co wydarzyło się w Wandei w czasie francuskiej rewolucji.
To prawda, że wojna w Wandei to epizod w historii Francji, który niestety jest mało znany opinii publicznej, nawet we Francji. Po pierwsze dlatego, że temat ten stosunkowo rzadko pojawiał się w podręcznikach szkolnych. Ogólnie rzecz biorąc, wiedza historyczna społeczeństwa niestety maleje niezależnie od epoki, której dotyczy. Paradoksalnie, francuska opinia publiczna wykazuje jednak znaczne zainteresowanie historią. Świadczą o tym sukcesy wystaw, książek i oczywiście filmów historycznych. Premiera produkcji o wielkich postaciach w historii, takich jak „Napoleon” Ridleya Scotta czy „Jeanne du Barry” Maïwenn, jest zawsze wydarzeniem. Co do mnie, to dość dobrze znałem temat wojny wandejskiej. Rewolucja francuska, a szczególnie wojna w Wandei, stanowiła dla mnie ważny przedmiot studiów, więc, pracując nad scenariuszem, nie zaczynałem od zera.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.