Jak strażak Rafał został księdzem i ratuje ciało oraz ducha.
Bycie strażakiem ochotnikiem często ma się w genach. A przynajmniej w tradycji rodzinnej. – U mnie też tak było. Tatę wciągnęli jego szwagrowie, a tata wciągnął mnie – mówi ks. Rafał Kunowski. Urodzony w kaszubskiej wsi Szymbark od dziecka widział pracę i poświęcenie strażaków ochotników. – Chciałem być jak tata. Był moim bohaterem, gdy jeździł na akcję, gdy pomagał ludziom. Miałem dwanaście lat, gdy wstąpiłem do naszej OSP, do młodzieżowej drużyny pożarniczej.
Dziś ks. Rafał ma 32 lata i nieprzerwanie walczy o ludzkie życie – fizyczne i... wieczne, duchowe. Można (i trzeba) to połączyć.
Tradycja strażacka
– Zaczęło się od konkursów wiedzy pożarniczej. Jako chłopcy rywalizowaliśmy, by być jak najlepsi. Doszła do tego również pasja. Szymbark to mała wieś, wszyscy się znają, dużo robiliśmy razem dla społeczności – opowiada ks. Rafał. – Nasza OSP działa ponad sto lat, ma świetne tradycje. Nasi dziadowie, przodkowie, ratowali dobytek prostymi metodami, mieli na wyposażeniu sikawkę konną. Nasze pokolenie strażaków ma już dobry sprzęt, uczestniczymy w szkoleniach. Ale jedno się nie zmieniło – zapał do tej roboty i poczucie braterstwa. Bo strażacy ochotnicy są jak bracia, są wspólnotą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska