Misję Jana Chrzciciela św. Marek definiuje, opierając się na starotestamentalnym proroctwie Izajasza: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki”.
Duchowe pustynie coraz bardziej panoszą się w naszych sercach. Cały postchrześcijański Zachód przypomina pustynię zamieszkaną przez zagubionych nomadów, krążących po supermarketach, gabinetach odnowy biologicznej i siłowniach w poszukiwaniu wody gwarantującej przetrwanie. Zanikają oazy zamieszkiwane przez zorientowanych na niebo i miłość Boga uczniów Zmartwychwstałego. Nomadzi, choć nie narzekają na puste żołądki i portfele, mają wyschnięte wnętrzności, bowiem żadna nadzieja wieczności nie koi ich lęku. Świat, nie zdając sobie z tego sprawy, skręca się w udrękach w oczekiwaniu na Jana Chrzciciela. Prostowanie ścieżek – jego czołowe zadanie – na czym zaś polega, jeśli nie na dostarczaniu ludziom właściwego pokarmu: kerygmatu i z upodobaniem przyjmowanego sakramentu?
Od dawna zwraca moją uwagę prorok pochodzący z największej europejskiej duchowej pustyni, prymas Holandii kard. Willem Eijk. Nie używa zawiłych metafor i skomplikowanych figur stylistycznych. Mówi wprost: „Kiedy Kościołowi brakuje klarownego przekazu, powstaje wielkie zamieszanie”. Przez wiele lat Holandia była wzorem katolickiej wiary. Miała nadmiar kapłanów i zakonników, dlatego wydała też wielu misjonarzy. Problemy zrodziły się wraz z rozwojem indywidualizmu. Okazało się, że wiara Holendrów w zbyt małym stopniu była oparta na osobistej relacji z Bogiem, aby stawić czoła temu zagrożeniu. Co gorsza, Kościół obrał w tamtym momencie błędną drogę. Zamiast wzmacniać wiarę katolików, wprowadzano eksperymenty liturgiczne i rozwijano dyskusję na tematy zastępcze, takie jak celibat, rozwody, antykoncepcja oraz aborcja. Jednocześnie zaniedbano przekaz wiary nowym pokoleniom, zarówno w szkole, jak i w parafiach. W konsekwencji Holendrzy masowo porzucili wiarę i praktyki religijne. Jednakże kard. Eijk nie jest prorokiem rozpaczy. Jak Jan Chrzciciel pokazuje drogę: „Naszym podstawowym obowiązkiem jest zrobić porządek w naszym domu, zażegnać wyniszczające konflikty między katolikami w sprawie nauczania Kościoła, a także przywrócić właściwy sposób sprawowania liturgii i głoszenia wiary w Chrystusa. Tylko to może mieć znaczenie dla naszego indywidualistycznego społeczeństwa. Kiedyś epoka indywidualizmu się skończy i przyjdzie czas reakcji, gdy Kościół będzie mógł lepiej przekazywać swoje przesłanie. Póki co najważniejszym wyzwaniem dla Kościoła jest wytrwanie w wierze”. Trzeba też budować wspólnoty zdolne do dania świadectwa na przekór dominującej kulturze. Chodzi o „solidne wspólnoty, w których wierni wspierają się nawzajem i przekazują wiarę przyszłym pokoleniom”. Benedykt XVI określał je mianem „twórczej mniejszości”.
ks. Robert skrzypczak